Mieszkańcy Kijów mogą zapłacić grzywnę, bo… odbudowali most łączący ich ze światem. Pięknie uczy się ludzi odpowiedzialności za własne otoczenie.
17.06.2015 16:00 GOSC.PL
Gdy okazało się, że drewniany most łączący część wsi Kije w województwie lubuskim grozi zawaleniem, starosta powiatu zielonogórskiego nakazał natychmiast zamknąć obiekt. Jak pisze „Gazeta Lubuska”, zaproponował wyremontowanie kładki za 30 tys. złotych, jednak mieszańcy woleli to zrobić sami – i taniej. Jak powiedzieli, tak zrobili: za zgodą gminy w ciągu tygodnia postawili nowy most. Było to o tyle ważne, że bez niego część mieszkańców wioski miała bardzo utrudnione połączenie ze światem.
Most stoi, ludzie mogą z niego korzystać, wszyscy są szczęśliwi. Niestety, Powiatowy Zarząd Dróg zgłosił na policję samowolę budowlaną. Nie wolno stawiać mostu bez pozwolenia – i koniec. Teraz grozi mu rozbiórka, i być może mieszkańcy znów nie będą mogli przejeżdżać nad wodą.
Mieszkańcy porozumieli się w tej sprawie z gminą, burmistrz ze starostą powiatowym. Być może ktoś nie dopatrzył jakiejś formalności, ale wydaje się oczywiste, że dalszy ciąg historii powinien być taki: fachowcy sprawdzają, czy most nadaje się do przejazdu, a urzędnicy zmierzają jak najprostszą ścieżką do jego legalizacji. Zastanawiam się, skąd bierze się to urzędnicze zacietrzewienie. Pierwsze wytłumaczenie jest takie, że urzędnicy nie lubią dzielić się swoimi kompetencjami. Nieważne, że przez to inwestycja może kosztować drożej i że ludzie będą dłużej na nią czekać. Ważne, że to my zdecydujemy, kiedy i jak zostanie wykonana. I być może – tu dochodzi potencjalne drugie wytłumaczenie – przez kogo. Na inicjatywie lokalnej raczej żaden zewnętrzny wykonawca nie zarobi.
I tak znów się okazuje, że bez udziału władzy nic się nie da zrobić, a jeśli ktoś chce zdziałać coś oddolnie, dostanie po łapach. A przecież chodzi tylko o to, by most istniał i by można było z niego skorzystać.
Stefan Sękowski