Przewodniczący KE grozi Węgrom "rozwodem”, jeśli wprowadzą karę śmierci. Musi wybrać: albo prorokuje europejskie wartości, albo dba o względną jedność UE.
01.06.2015 12:18 GOSC.PL
- Dla tego, kto wprowadza karę śmierci, nie ma miejsca w Unii Europejskiej - powiedział przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker w wywiadzie udzielonym "Süddeutsche Zeitung”. Miał na myśli Węgry, które straszy "rozwodem”, jeśli przywrócą karę główną.
Takich słów używać może tylko ktoś, kto podczas spotkań z innymi politykami poklepuje ich po policzkach i zwraca się do nich per "dyktatorze”. Człowiek pełen protekcjonalnej buty, czujący wyższość nad pariasami z "nowych” państw UE, które tylko dzięki litości Zachodu dostąpiły zaszczytu bycia członkiem Wspólnoty i z wdzięczności za to powinny przyjmować "europejskie wartości”. W pewnym stopniu są one zapisane w Karcie Praw Podstawowych - tyczy się to także zakazu stosowania kary śmierci. Tylko że w Wielkiej Brytanii, która i tak (podobnie jak Polska), cieszy się w zakresie jej oddziaływania pewną autonomią, od jakiegoś czasu trwa dyskusja nad jej wypowiedzeniem - i nikt nie robi Brytyjczykom z tego powodu zarzutów. Mamy więc tu do czynienia co najmniej ze stosowaniem podwójnych standardów. Być może dlatego że Wyspiarze sami zastanawiają się nad złożeniem pozwu o rozwód z UE, choć myślę, że to niejedyny powód.
Ale nawet gdyby Juncker był równie surowy wobec każdego z członków UE, który podaje w wątpliwość tę czy inną "wartość europejską”, to już to świadczyłoby o oderwaniu eurokratów od rzeczywistości. W ich świadomości - tyczy się to zwłaszcza polityków z krajów Beneluksu i Francji - UE ma do wypełnienia misję cywilizacyjną, rozszerzania na cały świat idei wolności, równości i braterstwa. Rozumianych oczywiście właściwie dla przyjętych w tych krajach wzorców kulturowych. Dlatego od lat poprzez większe bądź mniejsze naciski (w zależności od dostępnego arsenału) starają się je narzucić. Niestety, krnąbrni mieszkańcy Europy Środkowo-Wschodniej nadal nie chcą się ich nauczyć, a nawet wykazują tendencję do cofania się w rozwoju.
Abstrahując od dyskusji o zasadności stosowania kary śmierci, będąc rozsądnym politykiem, warto przyzwyczaić się do świadomości, że świat nie jest urządzony wedle naszej modły i nigdy nie będzie. Że jeden z ważniejszych partnerów handlowych UE kupczy narządami wyciętymi skazańcom (Chiny), a w innym (Arabia Saudyjska) za stosunek homoseksualny grozi kara śmierci. I że właśnie gnojony od lat "dyktator” Victor Orban odpływa ze swoimi Węgrami w kierunku Rosji, która jakąś tam karą śmierci dla morderców się nie przejmuje. Eurokraci mają więc do wyboru - albo zamknąć się w loży z kości słoniowej i pouczać wszystkich, jakie prawo powinni stosować, albo zachować Unię Europejską we względnej jedności.
Stefan Sękowski