Wypowiedź szefa FBI pokazuje nie tylko ignorancję Amerykanów.
21.04.2015 07:30 GOSC.PL
Wypowiedzi Jamesa Comeya, szefa Federalnego Biura Śledczego, na temat polskiego udziału w zagładzie Żydów, nie należy lekceważyć. Nie tylko dlatego, że Comey stoi na czele ważnej instytucji, odpowiedzialnej za bezpieczeństwo Stanów Zjednoczonych.
Trzy lata temu prezydent Obama, podczas uroczystości przekazywania Medalu Wolności Janowi Karskiemu, także użył zwrotu "polskie obozy śmierci”. Comey w swej wypowiedzi poszedł dalej. Stwierdził, że sprawcami Holocaustu byli nie tylko naziści, ale także „ich wspólnicy z Niemiec, Polski, Węgier i wielu, wielu innych miejsc”. To oznacza, że w świadomości części amerykańskiego establishmentu jest zakorzenione przekonanie o odpowiedzialności Polaków za zagładę Żydów podczas II wojny światowej.
Wypowiedź Comeya jest skandalem, gdyż sprawców zbrodni stawia w jednym szeregu z ich ofiarami. Odpowiedzialność za Holocaust spoczywa na III Rzeszy, która wymyśliła i zrealizowała program zagłady europejskich Żydów. Jeśli można mówić o współpracownikach w realizacji tego planu, należało przede wszystkim wspomnieć kolaborujące z Niemcami władze, np. rząd Vichy we Francji czy włoskich faszystów, używających administracji i sił policyjnych do realizacji "Endlösung”, czyli planu "ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Został przyjęty w styczniu 1942 r. na konferencji w Wannsee pod Berlinem i był realizowany aż do upadku III Rzeszy. Państwa polskiego wówczas nie było, a instytucje podziemnego państwa starały się pomagać ludności żydowskiej, zwalczając także szmalcownictwo, czyli wymuszanie okupów na ukrywających się Żydach bądź ich denuncjowanie Niemcom.
Umieszczenie przez Comeya Polaków wśród wspólników Holocaustu jest zresztą wyrazem nie tylko jego głupoty, ale i cynizmu. FBI po wojnie chroniła wielu członków zbrodniczych niemieckich formacji, gdyż wykorzystywano ich wiedzę oraz doświadczenie w warunkach zimnej wojny. Miejsce wypowiedzi Comeya także nie było przypadkowe. Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie to jedna z najważniejszych placówek edukacyjnych w Stanach Zjednoczonych. Ekspozycja nie kończy się jednak na 1945 r., ale zdjęciami z pogromu w Kielcach w lipcu 1946 r. Nie słyszałem, aby ktokolwiek próbował zwrócić uwagę na niestosowność umieszczenia tych zdjęć w kontekście ludobójstwa III Rzeszy. Nie chodzi o próbę zamazywania odpowiedzialności za tamtą zbrodnię, ale pokazanie jej prowokacyjnego charakteru, czego w Waszyngtonie nie ma. Od lat amerykańskie media używają sformułowania o polskich obozach koncentracyjnych. W tym kontekście odpowiedzialnymi za Holocaust nie są Niemcy, ale naziści. Ale już za zbrodnię w Kielcach nie odpowiada grupa zwyrodnialców, sprowokowana przez komunistyczną bezpiekę, ale Polacy.
Podczas wizyty w bogato zaopatrzonej księgarni Holocaust Memorial Museum na próżno szukałem książek o Polakach ratujących Żydów. Nie było tam monografii Karskiego, Pileckiego, Sławika, Sendlerowej czy Kossak-Szczuckiej, ale były "dzieła” Jana Tomasza Grossa oraz komiks o Holokauście "Maus” Arta Spiegelmana, w którym Polacy są przedstawieni jako świnie. Jeśli dodać, że przeciętnemu Amerykaninowi o okupacji w Polsce opowiadały ostatnio takie filmy jak "Pokłosie” czy "Ida”, trudno się dziwić, że wysocy urzędnicy mówią to, czego nauczyła ich kultura masowa. Od dawna pozwalamy na to, aby opowiadano Amerykanom, że razem z Niemcami mordowaliśmy Żydów, więc trudno się dziwić, że w końcu w to uwierzyli.
Andrzej Grajewski