Porwani w Syrii chrześcijanie wykorzystywani są przez islamistów jako żywe tarcze. Sytuacja w kraju wciąż się pogarsza. Jednocześnie wydaje się, że wspólnota międzynarodowa coraz bardziej traktuję wojnę w Syrii jako kolejny z zapomnianych konfliktów. W ten sposób o sytuacji w tym kraju, który 15 marca wejdzie w swój piąty wojenny rok, mówi abp Mario Zenari.
Nuncjusz apostolski w Damaszku informuje zarazem, że nie udało się uwolnić – jak to wydawało się wczoraj – wszystkich 52 chrześcijańskich rodzin uprowadzonych na pograniczu z Turcją. Eskortowane przez członków tzw. Państwa Islamskiego autobusy z ostatnią grupą porwanych wpadły w pułapkę. „Islamiści nie tylko że nie oswobodzili chrześcijan, ale porwali kolejne rodziny, by osłonić się nimi w czasie odwrotu” – mówi abp Zenari.
„To nie jest pierwszy raz, kiedy cywile wykorzystywani są jako żywe tarcze. Mogę powiedzieć, że w ostatnich tygodniach konflikt przybrał na sile. Odczuwalne to jest także w Damaszku, gdzie zintensyfikowano ostrzał moździerzowy. Musimy być świadomi tego, że za pięć dni Syria niestety wejdzie w piąty rok wojny domowej, a raczej wojny regionalnej, zważywszy na krzyżujące się tu interesy. Niestety panuje przekonanie, że przemoc się jeszcze nasili. Strony konfliktu idą w zaparte. Słyszalne z różnych stron nawoływanie do zawieszenia broni i wznowienia dialogu kolejny raz nie zostało wysłuchane. To co negatywnie odbiło się na konflikcie syryjskim, to napływ dżihadystów z zewnątrz: z Kaukazu, ale też z państw arabskich. Oni to, nie znając syryjskiej rzeczywistości, w tym także wkładu chrześcijan w społeczny i kulturowy rozwój tego kraju, stali się poważnym zagrożeniem dla miejscowej wspólnoty chrześcijańskiej. Powstrzymanie napływu tych dżihadystów jest koniecznym i pilnym krokiem do zrobienia”.
Bilans czterech lat wojny w Syrii jest przerażający: 200 tys. zabitych (z czego jedna trzecia to cywile), 4 mln uchodźców wewnętrznych i 2 mln osób, które schroniły się w krajach ościennych.