Posłowie uznali, że ogromny wysiłek i determinacja tysięcy obywateli nie są warte nawet poświęcenia im kilku godzin na sejmowych komisjach.
05.03.2015 10:21 GOSC.PL
Większość parlamentarna, czyli posłowie PO i PSL, odrzucili obywatelski projekt ustawy edukacyjnej. Wyrzucili go do kosza już po pierwszym czytaniu, zanim do Sejmu wpłynęło stanowisko rządu w jego sprawie. Dlaczego? Bo to „zawracanie kijem Wisły". Tak Katarzyna Hall (PO), była minister edukacji, skomentowała inicjatywę ustawodawczą podpisaną przez 300 tysięcy osób.
Projekt nie dotyczył jedynie sześciolatków. Autorzy nadali ustawie tytuł: „Rodzice chcą mieć wybór.” Mówiąc najkrócej, chodziło im o to, by edukacja stała się prawem dziecka i obowiązkiem państwa. W obecnej ustawie akcenty położone są odwrotnie. Proponowane zmiany czyniły z rodziców faktycznego suwerena, zbliżały nas więc do rozwiązań zapisanych w konstytucji. W praktyce pozostawiały w ich (naszych) rękach nie tylko moment rozpoczęcia realizacji obowiązku szkolnego, ale i istotne decyzje w jego trakcie. Dawały na przykład prawo wyboru innego podręcznika niż przygotowywany na zlecenie MEN darmowy „Nasz elementarz”. Rady rodziców miałyby też prawo głosu przy decyzjach o likwidacji szkół i przedszkoli.
Chodziło zatem nie o frustrację rodziców sześciolatków, ale zasadniczą zmianę polityki edukacyjnej państwa, która niebezpiecznie zaczyna ciążyć w kierunku indoktrynacji. Na razie służą temu „miękkie narzędzia”, głównie finansowanie z funduszy europejskich organizacji i programów niezgodnych z wolą większości rodziców. Ideologia szczelinami prawnymi (takimi, jak konwencja „antyprzemocowa”) sączy się w polski system prawny. Dlatego potrzebne nam jest wzmocnienie w nim roli rodziny jako miejsca, gdzie decyduje się o wychowaniu dziecka.
Temat ważny, by nie rzec: fundamentalny. Nawet, jeśli chce się za wszelką cenę utrzymać obowiązek szkolny sześciolatków, warto było go podjąć w szerszym wymiarze, podyskutować, czy jednak niektóre postulaty zawarte w projekcie obywatelskim nie są godne nowelizacji ustawy o systemie oświaty.
„Nie jesteśmy poddanymi królów i panów. Jesteśmy obywatelami tego kraju, jesteśmy suwerenem i to Państwo tutaj macie rolę służebną wobec nas obywateli” – przekonywała posłów w swoim stylu Karolina Elbanowska, jedna z inicjatorek ustawy. To już drugie do niej podejście, pod poprzednim także zebrano 300 tysięcy podpisów. Mało tego, by nie było wątpliwości, jaka jest wola owego suwerena, już raz zorganizowano wielką akcję zbierania podpisów pod wnioskiem o referendum edukacyjne. Poparło go blisko milion osób. Też zostały one zignorowane, a w trakcie sejmowej debaty politycy Platformy (zwanej Obywatelską) tłumaczyli, że rodzice zbierający podpisy „sieją zamęt i niepewność”.
Teraz ponownie przedstawiciele narodu uznali, że ogromny wysiłek i determinacja tysięcy obywateli nie są warte nawet poświęcenia im kilku godzin na sejmowych komisjach. Posłowie mają przecież tyle ważnych spraw na głowie…
W słowniku języka polskiego słowo „arogancja” zdefiniowane zostało jako „wyrażanie przesadnej, pyszałkowatej, bezczelnej pewności siebie połączone z ostentacyjnym lekceważeniem innych”. Nic dodać nic ująć.
Piotr Legutko