Podczas sesji zdjęciowej doszło do wykorzystania niewinnej i nieświadomej niczego kobiety. Co na to prokurator?
28.12.2014 15:38 GOSC.PL
Ewa Kopacz udzieliła wywiadu branżowemu pismu polskich celebrytów. Świadomie, dobrowolnie i z premedytacją, by „ocieplić swój wizerunek”. W tego typu medium rzeczywistość jest z zasady ocieplana poprzez sesje fotograficzne z wykorzystaniem luksusowych produktów. Jest to zarazem subtelna forma reklamy, produkty są bowiem – jak to się mówi fachowo - „lokowane” na celebrytach. Panią premier ubrano więc od stóp do głowy, od szpilek po eleganckie okulary i obfotografowano. Nie protestowała, o nic nie pytała. Pewnie myślała, że te wszystkie ciuchy włożono na głowę szefowej rządu jedynie z szacunku i sympatii.
Kiedy podniosło się larum, że pani premier reklamuje żakiety, wydawca pisma wydał specjalne oświadczenie: „nazwy marek ubrań i biżuterii użytych w świątecznej sesji zdjęciowej Ewy Kopacz zostały podane bez jej wiedzy”. Julia Pitera w wywiadzie radiowym poszła tym tropem i zaproponowała, by sprawą zajęła się… prokuratura. Doszło wszak do wykorzystania niewinnej i nieświadomej niczego kobiety. Dodajmy, doszło bez specjalnych problemów, a pani premier jest pełnoletnia, więc prokuraturę zostawmy w spokoju.
Ewa Kopacz przyzwyczaiła nas, że często zachowuje się jak egzaltowana i naiwna pensjonarka. Dotąd myśleliśmy, że to taka konwencja „dla ocieplenia wizerunku”. Teraz okazało się, że pani premier nie udaje. Ona rzeczywiście tak ma! Na konferencji prasowej wzywała dziennikarzy na świadków, że przecież na co dzień „nie biega po mediach” więc nie zdawała sobie sprawy co z nią zrobią. Teraz już będzie na siebie uważać – obiecała.
Sprawę można uznać za zamkniętą (było, minęło), gdyby nie pytanie z tej samej konferencji, dotyczące historii sprzed lat - przynależności Ewy Kopacz do ZSL. Z odpowiedzi jaka padła wynika, że stronnictwo sojusznicze PZPR wykorzystało wtedy młodą lekarkę z Szydłowca dokładnie tak, jak dziś wydawca pisma panią premier. Nie miała pojęcia w co się pakuje. Ale teraz już będzie na siebie uważać.
Niewątpliwie mamy do czynienia z syndromem „dziecka we mgle”. Dla młodej lekarki ponoć nie miał on poważnych konsekwencji. W przypadku szefa rządu to jednak dość oryginalna przypadłość, wymagająca szczególnego zrozumienia i empatii od wszystkich wokół.
W nowym roku 2015 uprasza się zatem rodaków (a także partnerów gospodarczych i politycznych z zagranicy) by nie wykorzystywali więcej pani premier. Dla jej – i naszego – dobra.
Piotr Legutko