Jako dziecko w kościele usłyszałem że Dzieciątku Jezus chuligani odłamali nogi. Uparłem się, że chcę dać pieniądze na naprawę nóżek. Mama zgodziła się, gdyż powiedziałem, że skoro ja bez jednej nogi nie mogę chodzić, to jak Pan Jezus ma chodzić do potrzebujących bez obydwu. Wtedy wszystko się odmieniło.
Urodziłem się w 1994 roku. Wychowywałem się w mieszkaniu dwupokojowym z mamą, ojczymem, siostrą i bratem - razem pięć osób w mieszkaniu o powierzchni 45m kw. W wieku 3 lat straciłem palec - wsadziłem go w bolce od drzwi i zapukałem. Kobieta przestraszona tym, że nie może ich otworzyć, kopnęła je. W tamtej chwili mój palec został obcięty. Kobieta ta dzień wcześniej miała napad w kiosku i była przerażona. Palca mi nie przyszyli, straciłem go na zawsze. Jedyne co wiem, to to, że prosiłem mamę, by nie płakała podczas robienia zabiegu. Podobno mówiłem, że wtedy mnie boli, a jak ona nie płacze, to nie czuję bólu.
Zastanawiam się, gdzie i kiedy dziecko, którym byłem, zeszło na złą stronę, wiem że na pewno nie tamtego dnia. Kobieta ta miała na imię Basia, obecnie nie mam z nią kontaktu, wiem jedynie, że bardzo mnie polubiła, nawet pokochała i często mnie odwiedzała.
Pan Bóg postawił na mojej drodze kolejną dobrą duszyczkę, którą była ciocia Alina. Kiedy zachorowałem na chorobę pertesa (rozpad stawu biodrowego u prawej nogi). Lekarze, szukając choroby, stwierdzili, że to stan zapalny. Podano mi antybiotyk Delacin C. Spowodował on u mnie wstrząs - odleciałem i wylądowałem w szpitalu. Poszukując powodu, zrobiono mi USG, okazało się, że nie mam lewej nerki. Po jakimś czasie, dzięki uporowi mojej mamy, trafiłem do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Po zrobieniu wszelkich badań, moja choroba została zdiagnozowana, skazany zostałem na wózek inwalidzki do końca życia. Jako dziecko nie rozumiałem tego, po prostu nauczyłem się z tym żyć. Tak samo jak bez palca i nerki. Nauczyłem się samodzielnie poruszać. Po jakimś czasie dostałem protezę - nazywałem ją szyną - i but na podwyższeniu około 10 cm.
Mama modliła się o to, bym wyzdrowiał.
Pewnego dnia dostałem od chrzestnej 50 zł. Było to przed wyjazdem do Bydgoszczy. Wtedy w kościele usłyszałem że Dzieciątku Jezus chuligani odłamali nogi. To była pierwsza próba, którą przeszedłem (jako małe głupie dziecko). Uparłem się, że chcę dać pieniądze na naprawę nóżek. Mama zgodziła się, gdyż powiedziałem, że skoro ja bez jednej nogi nie mogę chodzić, to jak Pan Jezus ma chodzić do potrzebujących bez obydwu.
Wtedy wszystko się odmieniło. Wizyta u lekarza w Warszawie wypadła pomyślnie. Pani doktor badała mnie kilkakrotnie i z niedowierzaniem powiedziała mamie, że ona nie rozumie, ale choroba się cofa. Ze skrócenia prawej nogi o dziesięć centymetrów zrobiło się tylko 4. Był to pierwszy cud w moim życiu, w który długo nie wierzyłem. Dzisiaj chodzę samodzielnie.
Czas teraz na drugi cud, który wydarzył się niedawno w moim życiu. Jak ta zbłąkana owieczka odwróciłem się od Boga. W gimnazjum zadałem się z ziomkami z bandy. Liczyła się tylko kasa. Byliśmy w stanie zrobić wszystko. Damian, mój kolega (obecnie kryminalista, skazany na odsiadkę), był wstanie zrobić wszystko dla forsy. Zabawa ta skończyła się w drugiej liceum, wtedy zerwałem z nim kontakty i stwierdziłem że to nie dla mnie.
Zdałem maturę i poszedłem na studia. Wybrałem pedagogikę, sam nie wiem dlaczego.
Wtedy poznałem kobietę, mój drugi cud, który zmienił moje życie. Zakochaliśmy się w sobie, skierowała moją drogę do kościoła. Chodziłem, ale wiarę miałem słabą, odrzucałem to, co mówił Kościół. W naszym związku ważny był seks. Niestety, ja nie potrafiłem zrozumieć, że - ponieważ nie byliśmy małżeństwem - jest to naprawdę złe.
Obecnie prowadzę zwycięską walkę ze swą słabością i od jakiegoś czasu robię wszystko, by zmienić moje życie. Ale nie byłoby to możliwe, gdyby nie to, że zerwaliśmy z moim skarbem, a ja zostałem sam ze swoimi myślami. Bóg czasem daje człowiekowi samotność, by ten przemyślał swoje życie. Obecnie moja ukochana nie utrzymuje ze mną kontaktu. Nic dziwnego. Okłamywałem ją i nie byłem z nią szczery. Szkoda, że swoje błędy zrozumiałem dopiero teraz. W cierpieniu, którym jest samotność, ulgę przyniósł mi Jezus, który przeprowadza mnie przez burzę mojego życia. Zerwałem z masturbacją, obgryzaniem pazurów, kłamstwem i przeklinaniem. Wiele jeszcze pracy przede mną. Nie jest łatwo, ale w trudnych chwilach mam przy sobie Pana Boga, który daje mi ludzi i siły, bym sprostał walce o swoje życie. Liczę, że moje życie zmieni się w Jezusie i znowu zawita w nim radość i szczęście, a ból i cierpienie przeminą. Dziś wiem, że człowiek musi dążyć do samodyscypliny i do pojednania z Bogiem. Zrozumiałem także, że Kościół bardzo w tym pomaga. Wiem też, że potrzebuje Boga, by być szczęśliwym. I wiem, że lepiej niż jest, nie może być, bo w końcu jest przymnie mój Zbawiciel. Nie wiem, ile jeszcze uda mi się zmienić, ale w Panu pokładam nadzieję na dalsze zmiany i proszę o następne wyzwanie i próby, bym mógł stawać się lepszym człowiekiem.
Krzysztof