Gdy czytam o Marii Czubaszek, która w Wigilię zajada parówki, nie czuję świętego oburzenia.
08.12.2014 10:44 GOSC.PL
Podstawowa trudność z rozmowie z niewierzącymi? Mur, o który wielokrotnie się rozbijałem? Ktoś, kto nie ma doświadczenia wiary, nie ma bladego pojęcia, o czym opowiadasz. Widzi z zewnątrz szare, zakurzone witraże, a nie pastelową grę świateł. „Kto tego nie doświadczył, nic nie zrozumie. Nic a nic!” – gorzko uśmiechał się o. Joachim Badeni.
– Bardzo przekonała mnie opowieść znajomego chłopaka – opowiadał mi ks. Przemysław „Kawa” Kawecki, salezjanin pracujący od lat z młodzieżą. - "Chodziłem na religię tylko po to, by robić sobie jaja z katechety. Zmieszanie faceta z błotem – to był priorytet. Szydziłem, zakładałem koszulki z odwróconymi krzyżami. Podobnie jak ja zachowywała się cała klasa. Poza piątką dziewczyn, które siedziały w pierwszych ławkach". Latem chłopak pojechał na rekolekcje ewangelizacyjne. Po raz pierwszy w życiu doświadczył spotkania żywego Boga. Doświadczył nawrócenia, czyli… zmiany myślenia. We wrześniu wrócił do szkoły. Katecheta się nie zmienił. On się zmienił i… dołączył do tych pięciu dziewczyn w pierwszych ławkach. Był szóstą osobą, która słuchała katechety. Ten chłopak mówił mi: „Kurczę, ale ten facet ciekawie mówi, wymyśla świetne tematy”. Tylko jednego nie mógł zrozumieć; dlaczego dwadzieścia parę pozostałych osób wciąż ziewa i szydzi. Zobaczmy, jak niesamowicie ważne są intencje, z jakimi młodzi idą na religię. Nasza katecheza ma mieć charakter ewangelizacyjny. Mamy doprowadzać do spotkania Jezusa Chrystusa… Czy da się to przeprowadzić w szkole? Tak. Choć nie jest to wcale sielankowe”.
Nie zmieniły się warunki zewnętrzne. Ta sama sala szkolna, ten sam katecheta, ta sama znudzona, mniej lub bardziej ostentacyjnie ziewająca klasa. Zmieniły się intencje.
– Istotą doświadczenia działania Ducha nie jest to, że zmienia się coś wokół nas – wyjaśnia s. Bogna Młynarz. – To my zaczynamy wszystko inaczej postrzegać. Zmienia się percepcja. Tak jakby otwierały się dodatkowe zmysły, dodatkowe wyposażenie do przyjmowania Bożej rzeczywistości.
Wszystko się zmieniło, choć nic się nie zmieniło.
Gdy czytam o Marii Czubaszek, która w Wigilię zajada parówki, nie czuję świętego oburzenia ani zabarwionego pychą politowania. Gdy czytam szczere do bólu wyznanie Woody’ego Allena: „Jestem ścisłym ateistą i z tego powodu wiodę smutne życie, bez nadziei, przerażające i ponure, bez celu i żadnego znaczenia, a to, że niektóre filmy mogą przetrwać przez lata, nie przynosi mi więcej radości niż kolonoskopia” nie mam zamiaru spalić go na stosie.
Niczym nie zasłużyłem na łaskę wiary. To Bóg sprawił, że w Wigilię przy dzieleniu się opłatkiem przerabiam na własnej skórze kolejną lekcję przebaczenia. Dlaczego miałbym czuć się przez to lepszy od „parówkowych skrytożerców” czy „jawnożerców”?
Marcin Jakimowicz