Rowerzysta bez nogi, czyli o tym, jak schować strach do kieszeni.
27.11.2014 15:30 GOSC.PL
Wytrącił nas z równowagi i wyrwał ze snu. Dosłownie. Była 7 rano. Po nocy spędzonej na jednym z europejskich lotnisk czułam każdy element metalowego oparcia ławki, które wbijając się w plecy boleśnie przypominało o końcu urlopu. Brutalny powrót do rzeczywistości...
Otworzyłam oczy. Kilkanaście metrów dalej grupa żywo dyskutujących muzułmanek, ciągnąc walizki, przemierzała halę odlotów. Nagle tuż obok nich przejechał... rower! Chusty w odcieniach błękitu i czerwieni zafalowały. Kobiety ucichły i przystanęły. Zlustrowały mężczyznę. Zgrabny miejski rower, garnitur, przewieszona przez ramię torba. Niby nic nadzwyczajnego. Ich wzrok przykuła noga mężczyzny, a raczej pusta przestrzeń w jej miejscu. Tak, jechał na rowerze, który napędzał tylko jedną nogą. Miał na sobie zwykłe spodnie. Wyglądały, jakby jedna z nogawek została podwinięta aż do wysokości biodra. Szturchnęłam kolegę, który okupował miejsce obok. „Popatrz, koleś po amputacji na rowerze! Tam!” Za późno. Facet był naprawdę szybki. Kurtyna opadła. Widowisko zakończone. Po kilkunastu sekundach lotniskowy krajobraz wydawał się równie niezmącony co wcześniej. Studentki dalej przeżuwały croissanty w kawiarni, a ekipa sprzątająca wymieniała worki w koszach na śmieci.
Nie wiem, dlaczego stracił nogę. Może z powodu raka? Albo w wyniku wypadku samochodowego. Przeglądam zdjęcia z wakacji i choć nie ma na nich tej scenki z lotniska, właśnie ten poranek wspominam najczęściej. Dlaczego? Ponieważ ten człowiek musiał w pewnym momencie podjąć ogromny wysiłek. Pokonać strach, wstyd przed spojrzeniami innych ludzi, obawy przed potencjalną porażką. Koniec końców pokazał innym, ale przede wszystkim sobie, że można zrobić coś, co dla wielu wydaje się niemożliwe.
Gdy rozmawiałam niedawno z amerykańską pisarką Reginą Brett, powiedziała: „Myślę, że tak bardzo boimy się porażki, że nie mamy odwagi spróbować. Siedzimy i narzekamy. Ja też się boję, ale mówię sobie: „OK, przeraża mnie to, ale i tak to zrobię. Może nie wyjdzie mi, ale przynajmniej spróbuję”. Czasem gdy piszę, pojawiają się myśli: „A co jeśli to nie będzie wystarczająco dobre?”. A potem stwierdzam: „Po prostu pisz!”. Pozwalam sobie na potencjalną porażkę.”
Może nie wyjdzie mi, ale spróbuję. Wykonam pierwszy krok. Zawsze będę bliżej celu. Z protezą da się żyć. Gorzej, gdy tą protezą jest strach.
Weronika Pomierna