Na Synodzie Biskupów pojawiają się zaskakujące opinie, dla wielu katolików niepokojące. Ale bez paniki - skończy się dobrze, jak zawsze.
14.10.2014 13:33 GOSC.PL
Wielkie poruszenie wśród użytkowników gosc.pl wzbudziła depesza streszczająca wypowiedź abp. Gądeckiego dla Radia Watykańskiego.
Przewodniczący Episkopatu Polski skrytykował dokument podsumowujący pierwszy tydzień obrad Synodu Biskupów w Rzymie. Uznał go za pozbawiony wizji, odchodzący od nauczania Jana Pawła II, a nawet zawierający ślady ideologii antymałżeńskiej. Zdanie polskiego hierarchy bynajmniej nie jest odosobnione. Podobną opinię wyraża znaczna część ojców synodalnych (przeczytaj też tekst Kard. Burke ostro o relatio).
To nic nowego, że pasterze Kościoła różnią się w ocenie różnych zjawisk społecznych i mają odmienne opinie na temat kursu, jaki wobec nich ma obrać Kościół. Nowością jest tylko to, że dziś mamy wszystko na medialnej tacy i wszystko jest poddane newsowej obróbce.
Byliśmy przyzwyczajeni do efektu finalnego, w którym nie było widać tarć, jakie go poprzedziły, wydawało się więc, że biskupi to grono o nadludzkiej zgodności poglądów. Ale tak nie jest i nigdy nie było. Nauka Kościoła kształtowała się w warunkach sporu, i to nieraz bardzo gorącego. Już pierwszy sobór powszechny (Nicea 325 r.) był konsekwencją potężnej wówczas herezji, jaką był arianizm, kwestionujący bóstwo Chrystusa. Nie było spokojnie ani na tym soborze, ani na żadnym innym. Ale właśnie sobory – a częściowo także synody – stały się kamieniami milowymi w rozstrzyganiu o tym, jak należy czytać niezmienną Ewangelię w zmieniającym się świecie i co jest wolą Bożą w odniesieniu do Kościoła. Zawsze okazywało się, że ostatecznie nie temperatura sporów decydowała o rozstrzygnięciach, lecz Duch Święty.
Po ludzku to niewytłumaczalne. Wedle ludzkich prawideł, jeśli pojawiają się „trendy” i zaczyna się o nich „dyskusja”, prawie zawsze prowadzi to do ich przyjęcia i uznania za słuszne. W Kościele tak nie jest. Najmocniejsze tendencje wcale nie muszą skończyć się uznaniem ich za obowiązujące prawo. Nawet przeciwnie – jak to było na przykład z ideą koncyliaryzmu, czyli wyższości soboru nad papieżem. Zdawało się, że na soborze w Konstancji (1414-1418) sprawa zostanie ostatecznie przesądzona, a stało się odwrotnie – władza papieża została wzmocniona, co, jak dziś widzimy, przyniosło błogosławione skutki dla jedności Kościoła.
Za jeszcze bardziej znamienny przykład może tu posłużyć sprawa stosunku Kościoła do antykoncepcji. Tu tendencje do rozmywania ducha Ewangelii były potężne, również wśród kościelnych ekspertów. A jednak Paweł VI, wbrew wszelkim prognozom i oczekiwaniom, ogłosił encyklikę „Humanae vitae”, w której zawarł zgodny z duchem Ewangelii stosunek do kwestii przekazywania życia. Ponieważ ta sprawa, jak mało która, stanęła w poprzek duchowi tego świata, ten nieśmiały z usposobienia człowiek musiał znieść z tego powodu huragan sprzeciwów. A jednak dziś wiemy, że działał pod wpływem Ducha Świętego, który wieje kędy chce, nie zaś tam, gdzie chcą choćby najliczniejsze i najmożniejsze gremia.
Wielu katolików, którzy żyją w wierności nauczaniu Kościoła, obawia się, że dyskusja na Synodzie zdaje się kierować na niebezpieczne wody. Spokojnie – Duch Święty naprawdę czuwa nad Kościołem i nie dopuści do tego, aby Kościół pobłądził, nawet gdyby prognozy były najbardziej niekorzystne.
I oto właśnie w kontekście Synodu nadchodzi beatyfikacja Pawła VI. To wymowny znak. Od Ducha Świętego.
Franciszek Kucharczak