Ratownicy wznowili w nocy z soboty na niedzielę poszukiwania górnika zaginionego po katastrofie w kopalni Mysłowice-Wesoła. W sobotę zamknięto wybudowaną wcześniej tamę przeciwwybuchową, co pozwoliło ograniczyć dopływ powietrza i zadymienie w wyrobisku.
Ratownicy posuwają się do przodu. Od miejsca, gdzie może być górnik, dzieliło ich w niedzielę wieczorem ponad 300 m. W poniedziałek minie tydzień od katastrofy.
"Rozwiązanie polegające na zamknięciu tamy, odcinającej dopływ powietrza do ściany i wtłaczaniu gazów inertnych dla zduszenia zarzewia, powodującego dymy, sprawdziło się. Od godzin nocnych sytuacja wydaje się stabilna" - poinformował w niedzielę wieczorem rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego, do którego należy kopalnia Wojciech Jaros.
Ratownicy kontynuowali budowę lutniociągu rozrzedzającego dymy oraz przesuwali dalej linię chromatograficzną, pozwalającą na ocenę składu kopalnianej atmosfery.
Według Jarosa, ratownicy są ok. 320 m od miejsca, gdzie ostatnio widziano zaginionego kombajnistę. "Wciąż nie wiadomo jednak, jak wygląda sytuacja na kolejnych odcinkach. Chodnik nie przebiega poziomo, są w nim dwie duże muldy, gdzie mogą występować rozlewiska wodne" - zaznaczył Jaros.
Zgodnie z zaleceniami zespołu specjalistów w sobotę po południu zamknięto tamę przeciwwybuchową, odcinając dopływ powietrza do ściany oraz rozpoczęto podawanie tam azotu. Równocześnie cały czas tłoczone jest powietrza do lutni, w której może znajdować się zaginiony pracownik.
Poprzedniej nocy ratownicy zostali wycofani z wyrobiska - prowadzone stale pomiary kopalnianej atmosfery wykazały poważne zagrożenie wybuchem. Zamknięcie tamy ograniczyło dopływ powietrza do wyrobiska, w którym panowało cały czas silne zadymienie. Dzięki temu w nocy z soboty na niedzielę warunki w zagrożonym rejonie ustabilizowały się na tyle, że w niedzielę ok. godz. 3 nad ranem ratownicy mogli rozpocząć poszukiwania.
Ze względu na bardzo trudną sytuację, jaka panuje w wyrobisku i ogranicza tempo przesuwania się ratowników, nad ich pracą przez cały czas czuwa grono specjalistów i lekarzy, którzy na bieżąco analizują stan ich zdrowia i warunki, jakie panują w obszarze ich działania.
W poniedziałek wieczorem w kopalni Mysłowice-Wesoła doszło do zapalenia bądź wybuchu metanu. W strefie zagrożenia na głębokości 665 m znajdowało się wówczas 37 górników. 36 wyjechało na powierzchnię, 31 trafiło do szpitali. Jednego z górników, 42-letniego kombajnisty, dotąd nie odnaleziono.
Najciężej poszkodowani górnicy są leczeni w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. W placówce przebywa obecnie 21 górników. Jak poinformował podczas niedzielnej konferencji prasowej w Siemianowicach Śląskich lekarz dyżurny Przemysław Strzelec, 7 nadal przebywa na oddziale intensywnej terapii. 3 z nich jest w stanie krytycznym, ale ich stan od soboty się nie pogorszył.
4 innych leczonych w oddziale intensywnej opieki medycznej jest w stabilnym stanie, u jednego z nich stwierdzono niewielką poprawę. Pozostali górnicy są leczeni w oddziale chirurgii, ich stan jest stabilny, a życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
"Leczenie przebiega planowo. Na dziś nie zaplanowaliśmy żadnych zabiegów chirurgicznych, bo nie ma takiej potrzeby, ale pracujemy pełną obsadą, pacjenci są leczeni w komorze hiperbarycznej, mają wymieniane specjalistyczne opatrunki. Cały czas walczymy o zdrowie i życie tych chłopców" - powiedział Przemysław Strzelec.