Siły amerykańskie przeprowadziły we wtorek i w środę w Syrii i w Iraku pięć kolejnych ataków z powietrza na cele dżihadystów z Państwa Islamskiego (IS) - poinformowało Centralne Dowództwo USA (CENTCOM). W sumie cele IS były już w Syrii atakowane 20 razy.
Jeden z celów był zlokalizowany na terytorium syryjskim, w rejonie na północny zachód od irackiego miasta Kaim na granicy z Syrią, dwa na południe od Irbilu na północy Iraku i dwa na zachód od Bagdadu. Wszystkie samoloty uczestniczące w tych operacjach bezpiecznie wróciły do baz - podkreślił CENTCOM.
Z kolei rzecznik Pentagonu kontradmirał John Kirby powiedział, że siły USA przeprowadziły w środę dwa naloty na pozycje IS we wschodniej Syrii. Cele były zlokalizowane w rejonie, w którym ekstremiści przerzucają sprzęt do Iraku. Telewizji CNN Kirby powiedział też, że siły USA atakowały również z powietrza cele IS koło Irbilu i Bagdadu.
Bojownicy syryjskiego odgałęzienia Al-Kaidy - Frontu al-Nusra - poinformowali w środę, że ich ugrupowanie ewakuowało bazy w północno-zachodniej Syrii po nalotach pod wodzą USA. Według Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka również inne ugrupowanie islamistów w Syrii - Ahrar al-Szam - postanowiło ewakuować swe bazy.
Syryjski minister stanu ds. porozumienia narodowego Ali Hajdar powiedział agencji Reutera, że prowadzone pod wodzą USA ataki z powietrza na pozycje islamistów "idą we właściwym kierunku, jeśli chodzi o informowanie rządu syryjskiego" i że celem tych ataków nie są syryjskie obiekty wojskowe ani ludność cywilna.
Wcześniej w środę Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka informowało, że kontrolowane przez dżihadystów z IS syryjskie terytoria przy granicy z Turcją i Irakiem były celem serii ataków lotniczych. Nie podało jednak, kto przeprowadził te ataki.
"Około północy samoloty lecące od strony Turcji zaatakowały pozycje IS 35 km na południowy zachód od Kobane (kurdyjska nazwa miejscowości Ajn al-Arab)" - powiedział AFP szef Obserwatorium Rami Abdulrahman. Podkreślił, że maszyny na pewno nie należały do sił powietrznych Syrii.
Doniesienia Obserwatorium o kierunku, z którego przeprowadzono bombardowania zdementowała Turcja. Przedstawiciel władz w Ankarze poinformował agencję Reutera, że przestrzeń powietrzna Turcji ani amerykańska baza lotnicza na południu kraju nie były wykorzystane do przeprowadzenia ataków lotniczych na islamistów w Syrii.
W zeszłym tygodniu islamiści z IS rozpoczęli ofensywę w okolicach zamieszkanego głównie przez Kurdów Ajn al-Arab, zmuszając ponad 130 tys. osób do ucieczki na terytorium Turcji. Lokalne władze poinformowały, że oddziały islamistów znajdują się obecnie około 15 km od miasta, gdzie koncentrują pokaźne siły. Dotychczasowe naloty nie spowolniły ich marszu w kierunku Ajn al-Arab - dodał informator Reutera.
W nocy z poniedziałku na wtorek siły zbrojne USA i arabskich państw sojuszniczych (Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Jordania, Bahrajn, Katar) rozpoczęły ataki na pozycje Państwa Islamskiego w Syrii. Według Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka w nalotach co najmniej 120 dżihadystów zginęło, a 300 zostało rannych.
Naloty w Syrii rozpoczęto niespełna dwa tygodnie po wygłoszeniu przez prezydenta Baracka Obamę przemówienia, w którym obiecał Amerykanom, że kampania militarna USA i ich sojuszników "osłabi i ostatecznie zniszczy" radykalnych bojowników z IS, "gdziekolwiek się oni znajdują".
Od 8 sierpnia USA przeprowadzały naloty na cele IS w Iraku, by wesprzeć walczącą z dżihadystami na lądzie armię iracką oraz kurdyjskich bojowników. Rozszerzenie ataków na terytorium sąsiedniej Syrii, gdzie mieszczą się główne dowództwo i baza IS, jest przełomem, gdyż administracja Obamy unikała dotychczas angażowania się w trwającą od ponad trzech lat syryjską wojnę domową.(PAP)