Elżbieta Grocholska-Zanussi przekazała na budowę kościoła w Bochotnicy biżuterię po mamie – owada ze skrzydłami, w których tkwiły brylanty, szmaragdy i rubiny - oraz inne oszczędności. I, broń Boże, nie ogłaszała tego w mediach.
11.07.2014 15:10 GOSC.PL
Bo jak powtarzała jej teściowa Wanda Zanussi – dobro, o którym się głośno mówi, traci na wartości. Sprawa została nagłośniona dopiero teraz, kiedy państwo Zanussi zwrócili się o pomoc w zebraniu brakujących 300 tys. do abp. Stanisława Budzika, metropolity lubelskiego. Miejmy nadzieję, że ofiarni ludzie zechcą się dołożyć do budowy świątyni, której pomysł zrodził się jeszcze za czasów minionego ustroju. Kościołów, wbrew temu, co dziś wielu mówi, nigdy dość. To ich wieże, wskazujące na niebo, przypominają nieustannie o miejscu, do którego ostatecznie zmierzamy.
– Pomysł budowy powstał w naszych głowach na początku lat 80. – opowiada pani Elżbieta. – Mieszkaliśmy wtedy w Bochotnicy, która jest dużą, liczącą 3 tys. mieszkańców wsią bez kościoła. Teren pod budowę świątyni przekazała im gmina. Prace wstrzymały władze wojewódzkie, ale ich opór przełamał śp. abp Józef Życiński. Potem nastąpił postój budowlany aż do zeszłego roku, kiedy dzięki pani Elżbiecie znów ruszyła budowa. Państwo Krzysztof i Elżbieta Zanussi razem ze wspólnotą parafialną w Bochotnicy działają w komitecie, który zachęca ludzi dobrej woli do udziału w przedsięwzięciu. Ofiary można wpłacać na konto fary w Kazimierzu nad Wisłą.
Państwo Zanussi ofiarowali na budowę już 1 milion zł – ze swoich finansów i zbiórek przeprowadzonych wśród znajomych. Pani Elżbieta, artystka malarka, nieraz sama zapraszała na przygotowywane przez siebie obiady gości, którzy mogliby wesprzeć inwestycję. Nawet podczas niedawnej uroczystości 75. urodzin wybitnego reżysera składający życzenia byli proszeni, żeby zamiast prezentów złożyli ofiary na świątynię. Biżuteria po mamie pani Elżbiety stanowiła bezcenną rodową pamiątkę. Rodzina pani Elżbiety – Grocholscy i Czetwertyńscy, właściciele wielkich majątków – bezpowrotnie straciła je po wojnie. Zostały po nich tylko te klejnoty, cudem przechowane podczas wojny przez jej mamę w kłębku wełny, które córka bez wahania oddała na budowę kościoła.
Pani Elżbieta rzadko występuje w mediach. Towarzyszy i wspiera swojego męża w przedsięwzięciach artystycznych. Stawia na służbę i działanie w ciszy, bez oklasków i jupiterów. Przyzwyczajona, że o jej zasłużonym ojcu, dowódcy oddziału AK na Mokotowie, i rodzeństwie, biorącym udział w powstaniu warszawskim, niewiele się mówiło, nie czeka na pochwały i docenienie. Jednak dobrze by było docenić jej inicjatywę, wspierając budowę świątyni.
Barbara Gruszka-Zych