Ostatni dzień pobytu papieża w Ziemi Świętej to cykl spotkań następujących po sobie w zawrotnym tempie.
Choć wszystkie odbywają się w Jerozolimie, na niewielkiej przestrzeni, dziennikarze mogą je śledzić jedynie na telebimie w biurze prasowym. Poziom zabezpieczeń, jakie zostały wprowadzone przez władze izraelskie, najlepiej oddaje anegdota z wczorajszego wieczora. Najważniejsze spotkanie modlitewne tej pielgrzymki w bazylice Grobu Pańskiego rozpoczęło się z ponadgodzinnym opóźnieniem. Nikt nie potrafił odpowiedzieć na pytanie – dlaczego? Dziennikarze czekali więc z niecierpliwością na konferencję prasową ks. Federica Lombardiego, rzecznika Watykanu. Pojawił się wieczorem, by przyznać szczerze, że nie miał możliwości kontaktu z papieżem od czasu jego porannej Mszy w Betlejem.
W niedzielę w Jerozolimie miał miejsce szczyt ekumeniczny, dziś międzyreligijny. Święte miasto trzech monoteistycznych religii stwarza ku niemu warunki wymarzone. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że dialog potrzebuje nie tylko odpowiedniego miejsca, ale i czasu. Wczoraj papieżowi z patriarchami rozmawiało się tak dobrze, że złamali protokół i znacznie przedłużyli spotkanie poprzedzające wspólną modlitwę przy Grobie Pańskim. Dziś tego czasu wyraźnie jest zbyt mało, a forma góruje nad treścią. Gdy pod Ścianą Płaczu przedstawiciel gospodarzy tłumaczył Franciszkowi (na stosownej makiecie), jak wyglądała kiedyś świątynia jerozolimska, przypominało to wykład turystycznego przewodnika. Wystąpienie Wielkiego Rabina Jerozolimy – skądinąd bardzo piękne i poetyckie, o marzeniu i cudzie – także mogło zostać wygłoszone przy każdej innej okazji. Dobrze, że rabin zauważył, że jesteśmy w miejscu świętym dla obu religii. Papież powtórzył gest swoich wielkich poprzedników i zostawił w murze kartkę z modlitwą do Boga Abrahama, Izaaka, Jakuba i Jezusa z Nazaretu. Pod Murem Zachodnim pojawił się też towarzyszący Franciszkowi w podróży rabin Abraham Skórka. Serdeczne przywitanie obu przyjaciół było gestem, które dodało krótkiej, bardzo oficjalnej uroczystości trochę ciepła.
Dzień zaczął się od spotkania z wielkim muftim. Oczekiwane było ono z dużym zainteresowaniem, nie tylko ze względu na trudne, a nawet dramatyczne w ostatnich latach relacje chrześcijan z wyznawcami islamu. Wszyscy byli ciekawi „metody”, jaką dla tego dialogu wybierze papież. Mówiąc kolokwialnie, była to metoda „na Abrahama”. Szukając porozumienia, potrzebny jest jakiś punkt odniesienia, równie ważny dla obu stron. „Drodzy przyjaciele, z tego świętego miejsca wznoszę z głębi serca apel do wszystkich ludzi i wspólnot, które powołują się na Abrahama: szanujmy się i miłujmy się wzajemnie jako bracia i siostry!” – mówił papież.
Rozmówcy Franciszka zmieniają się dziś niczym w kalejdoskopie. Mufti, rabin, premier, prezydent. A przed nami jeszcze Getsemani i Wieczernik. Mamy swoistą „wielką kumulację”. Z perspektywy pielgrzymów, ale i mieszkańców miasta można jedynie wyrazić żal, że wszystkie te spotkania odbywają się za policyjnym kordonem, a papieża można zobaczyć jedynie na plakatach. Jak w trenie Kochanowskiego „pełno go, a jakoby nikogo nie było”.
Piotr Legutko