Na obrazku miasto. No właśnie. Miasto zamieszek czy miasto Boga?
24.05.2014 08:53 GOSC.PL
Rok temu Sztokholm i zamieszkana głównie przez imigrantów dzielnica Husby znalazły się w nagłówkach większości europejskich portali informacyjnych. „Płoną auta, w policjantów lecą kamienie”, „Ogień na szwedzkich ulicach”, "Policja jest brutalna, nie chcemy jej tu". Powiało grozą.
Zamieszki wybuchły po tym, jak jeden z policjantów postrzelił 69-letniego mężczyznę w Husby. Policja twierdzi, że był on uzbrojony w maczetę i policjanci strzelali wyłącznie w obronie koniecznej. To zdarzenie było iskrą, która rozpaliła Husby. Z każdym kolejnym dniem zamieszki rozlewały się na kolejne dzielnice. Policjanci zwierali szyki. Do Husby ciągnęli nie tylko ci, którzy mają dość wysokiego bezrobocia wśród imigrantów, ale też zwykli zadymiarze. Sytuacja coraz bardziej wymykała się spod kontroli. W policjantów rzucano kamieniami, wybijano szyby w samochodach. Według niektórych mieszkańców dzielnicy, policjanci mieli nazywać protestujących "małpami” i „szczurami”.
Gwałtowne protesty, które kosztowały państwo ponad 10 milionów koron, zwróciły uwagę na problem segregacji i bezrobocia wśród imigrantów. Rozgorzała debata na temat integracji. Przeciwna imigrantom nacjonalistyczna partia Szwedzcy Demokraci, która od 2010 roku zasiada w szwedzkim parlamencie, wykorzystała zamieszki do tego, żeby po raz kolejny skrytykować ideę społeczeństwa wielokulturowego. Czynią to nadal. Stojąc na peronie metra w centrum Sztokholmu nie sposób nie zauważyć ich najnowszych billboardów: „Czas zlikwidować zorganizowane żebractwo na naszych ulicach”. Rozmowa dwóch Szwedek w metrze: to rasizm w czystej postaci, wrzucanie wszystkich do jednego worka, tak nie można.
Segregacja w Sztokholmie jest realnym problemem. Wystarczy spojrzeć na Rinkeby i Lidingö. Dwie dzielnice, dwa różne światy. W pierwszej można znaleźć rodziny, które mieszkają w Szwecji od 20 lat, ale nigdy nie były w szwedzkim domu. Na ulicach kalejdoskop języków i kultur. Na słupie ogłoszeniowym przypięta broszurka sklepu, w którym można kupić burki w dowolnym kolorze. Ale to nie wszystko. Rinkeby to także większa otwartość na ludzi, braterstwo i poczucie solidarności. Z kolei w Lidingö dominują wille i kolor włosów blond. Dla ścisłości, w Rinkeby też mieszkają Szwedzi, ale jest ich jakby o wiele mniej...
Zamieszki w Husby zbiegły się z kolejnym spotkaniem ekumenicznym Jesusmanifestationen (Marsz dla Jezusa), które odbyło się w centrum Sztokholmu. Od 2008 r. chrześcijanie z różnych kościołów regularnie w maju wychodzą na ulice, aby modlić się za miasto. Przychodzi od 8 do 25 tysięcy osób. Są tam zarówno katolicy jak i protestanci, Szwedzi, Koreańczycy, Hiszpanie, Nigeryjczycy, Syryjczycy, Polacy... Lista będzie długa. Na co dzień ich kościoły nie mają ze sobą większego kontaktu.
Nie jest łatwo przełamywać wzajemne uprzedzenia, ale takie spotkanie temu sprzyja. To dzieje się mimochodem. Można się wreszcie poznać, sprawdzić, czy podział „my” i „oni” w ogóle ma sens. Zbliżając się do Jezusa, ludzie podchodzą coraz bliżej do siebie nawzajem. Ktoś powie, że to tylko jeden dzień w roku. Organizatorzy mówią jednak o wielu przyjaźniach, które udało się nawiązać w trakcie przygotowań do spotkania. Wzajemnych odwiedzinach, nowej współpracy. Co jest jednak najważniejsze? To, że łuski spadają z oczu. Ci „inni” myślą podobnie. Łączy nas naprawdę wiele.
Weronika Pomierna