Kościół nie szykanuje amerykańskich zakonnic. Kościół chce je uratować.
06.05.2014 12:10 GOSC.PL
Około 50 tysięcy amerykańskich zakonnic, zrzeszonych w Konferencji Zakonów Żeńskich w Stanach Zjednoczonych, ma problemy z chrześcijańską tożsamością. „Po swojemu” widzą takie kwestie jak aborcja, eutanazja, aktywność homoseksualna. Wiele z nich to nawet nie feministki (w znaczeniu tradycyjnym), lecz radykalne feministki, obsesyjnie zaangażowane w wywracanie świata na lewą stronę.
Po interwencji Watykanu zaczęły się wśród nich pewne reformy, ale chyba mało zadowalające, skoro prefekt Kongregacji Nauki Wiary kard. Gerhard Müller musiał je upomnieć (przeczytaj tekst Watykan upomina amerykańskie zakonnice).
Z jego słów wynika, że siostry z USA upodobały sobie m.in. newage’owską teorię świadomej ewolucji i pozostają pod wpływem jej propagatorki Barbary Marx Hubbard. Zapewne wyobrażają sobie, że są postępowe. W rzeczywistości – na co zwrócił uwagę kardynał – teoria ta nawiązuje do założeń gnostyckich, a więc sięgających starożytności.
Ta uwaga pokazuje, jaki zastój panuje nie tylko u tych zakonnic, ale w ogóle w herezjach. Pamiętam, jak przed laty ks. profesor ubolewał na wykładach historii Kościoła, że Polacy nawet porządnej herezji nie potrafili wymyślić. Jak już coś własnego zmajstrowali – to mariawityzm.
Ale właściwie kto zmajstrował mądrą herezję? Błąd to nic mądrego. Ławka herezjarchów-pionierów jest bardzo krótka. Nie może być inaczej, bo inspiratorem herezji jest diabeł. A on nie ma wielu pomysłów – właściwie w ogóle nie ma pomysłów: działa pustką i brakiem. Niczego nie tworzy i nie dodaje, lecz odbieranie ludziom prawdy po mistrzowsku maskuje pozorami nowych odkryć. Żeby się na to nabrać, wystarczy się nie modlić i/lub odmówić posłuszeństwa Kościołowi – wówczas chrześcijaństwo wyda się czymś ciężkim ponad siły, smutnym i nieatrakcyjnym. Na dalszą metę nikt tego nie wytrzyma. Bo, jak zapewnia św. Paweł, „to Bóg jest w was sprawcą i chcenia, i działania zgodnie z Jego wolą” (Flp 2,13). Człowiek sam z siebie czegoś takiego nie wykrzesze. Stąd teorie samozbawienia koncentrują się nie na Bogu, lecz na sobie. Bóg może tam być, ale jako element do przestawiania wedle swojej koncepcji, a nie jako źródło i cel wszystkiego.
To skutkuje frustracją i pogonią za wciąż „nowymi pomysłami”, które w gruncie rzeczy są odgrzewanymi, dawno już obalonymi błędami. I choć ta pogoń może się komuś wydać atrakcyjna (a zakonnicy, która nie trzyma się Chrystusa, wszystko wyda się atrakcyjniejsze od wierności jej powołaniu), to jednak nie pociąga tych, co są na zewnątrz.
Czy to nie dziwne, że siostry zrzeszone w amerykańskiej Konferencji Zakonów Żeńskich, nie mają nowych powołań, podczas gdy inne mają? Nie, to nie dziwne. Jaka zdrowa na umyśle dziewczyna zechce zniszczyć sobie życie wśród sfrustrowanych i zakompleksionych feministek, które w miejsce Chrystusa postawiły sobie „aktywność społeczną”?
Lata temu powiedziała mi świątobliwa karmelitanka: „Jak Pan Jezus widzi, że w zakonie źle się dzieje, zamyka tam dostęp dziewczynom, bo co – będzie je marnował?”.
No właśnie. Można dużo gadać, jakie te postępowe amerykańskie siostry fajne – ale to nie ma znaczenia. Brak powołań jest czytelną odpowiedzią Boga. Nikt przecież nie poświęci życia na jakieś ulotne, pozbawione sensu badziewie.
Kościół nie szykanuje tych kobiet, jak chciałyby „postępowe” media. Kościół chce je uratować, przywrócić Chrystusowi, natchnąć nową motywacją z samego serca Boga. Jeśli nie skorzystają, najdalej za trzydzieści lat już „fajnych zakonnic” nie będzie.
Franciszek Kucharczak