Biegli nie znaleźli śladów po wybuchu na pokładzie samolotu Tu-154M; uznali też, że fragmenty metali w brzozie w Smoleńsku najprawdopodobniej pochodzą ze skrzydła tego samolotu - podała w poniedziałek Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie.
Po przebadaniu 700 próbek biegli nie znaleźli śladów po wybuchu - poinformowano na konferencji prokuratury. Jak mówił szef WPO płk Ireneusz Szeląg, biegli z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Głównej Policji dokonali analizy fizyko-chemicznej oraz wydali opinię uzupełniającą, badając zarówno próbki pobrane z pokładu samolotu, pnia brzozy oraz wbitych weń fragmentów metalu, jak i z ciał ofiar oraz miejsca katastrofy smoleńskiej.
"Biegli mieli nieskrępowany dostęp do miejsca katastrofy jak i miejsca przechowywania wraku samolotu" - podkreślił Szeląg. Dodał, że próbki z ciał pobrano w wyniku ich ekshumacji, korzystano też z przedmiotów znalezionych na miejscu katastrofy.
Wnioski opinii - liczącą ok. 1,3 tys. stron opinię opublikowano na stronach internetowych WPO - głoszą, że zarówno na ciałach, jak i na częściach samolotu oraz pozostałych przedmiotach, nie ujawniono śladów materiałów wybuchowych ani substancji powstałych w wyniku degradacji tych materiałów.
Dokument składa się z opinii biegłych z grudnia ub.r. oraz tegorocznych odpowiedzi biegłych na pytania uzupełniające ze strony prokuratury, zawiera także liczne tablice poglądowe m.in. ze zdjęciami niektórych próbek. "Opinię publikujemy po anonimizacji danych osobowych ofiar katastrofy. Publikowana opinia nie zawiera również opisu materiału biologicznego pobranego do badań w trakcie otwarcia i oględzin zwłok" - zastrzegł kpt. Marcin Maksjan z NPW.
Na podstawie oględzin uszkodzeń mechanicznych wraku (kadłuba i innych części) biegli doszli też do wniosku, że nie ma na nich śladów po tzw. wybuchu punktowym, zaś na podstawie oględzin miejsca upadku samolotu stwierdzono, że nie noszą one cech jak po wybuchu przestrzennym - ogłosił płk Szeląg.
Trzy fragmenty metali ujawnione w pniu brzozy najprawdopodobniej pochodzą z elementów konstrukcyjnych skrzydła samolotu Tu-154M. "Biegli stwierdzili w opinii, że przedmiot, który spowodował rozdzielenie pnia brzozy, miał podłużny, w przybliżeniu płaski kształt i przemieszczał się pod niewielkim kątem w stosunku do poziomu" - powiedział Szeląg. "W trakcie działania przedmiotu na pień nastąpiło jego owijanie się wokół pnia, a następnie jego rozdzielenie" - dodał.
Prokuratorzy rozważają kwestię dalszych szczegółowych badań w celu ewentualnego doprecyzowania charakteru pozostałych fragmentów metalowych.
Stan śledztwa ws. katastrofy nie pozwala na jego merytoryczne zakończenie. Prokuratura czeka na realizację wniosków o pomoc prawną z Rosji oraz ok. 30 innych opinii - podkreślił Szeląg.
"Chociaż większość z 24 wniosków została zrealizowana, to nadal oczekujemy w szczególności na nadesłanie i zwrot szczątków samolotu Tu-154M nr 101 wraz z rejestratorami parametrów lotu oraz pochodzącymi z niego innymi agregatami i urządzeniami, dokumentacji dot. lotniska w Smoleńsku, jego wyposażenia, osób pracujących na lotnisku 7 i 10 kwietnia (2010 r.), w szczególności grupy kierowania lotami, oraz aktów normatywnych, regulujących system sprawowania kontroli ruchu lotniczego na lotnisku w Smoleńsku" - dodał.
Szeląg powiedział, że WPO czeka ponadto na ok. 30 innych opinii, m.in. cztery opinie fonoskopijne przygotowywane przez Instytut Ekspertyz Sądowych w Krakowie (dot. nagrań z wieży w Smoleńsku, samolotu Jak-40, zapisu referencyjnego z Tu-154M nr 102 i określenia stanu emocjonalnego osób, których wypowiedzi zarejestrowano w nagraniu z kokpitu tupolewa, który się rozbił). Prokuratura czeka też na 19 opinii katedry medycyny sądowej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. Tamtejsi biegli na podstawie dokumentacji medycznej z Polski i Rosji przygotowują opinię dot. okoliczności, przyczyn i mechanizmu zgonu wszystkich ofiar katastrofy. Prokuratura czeka też na kompleksową opinie zespołu biegłych z zakresu różnych specjalności.
Szeląg "na dziś" nie widzi groźby przedawnienia karalności ścigania w śledztwie ws. katastrofy.
Dziennikarze pytali też Szeląga o możliwość zakończenia polskiego śledztwa bez sprowadzenia do Polski wraku samolotu Tu-154M. Szef WPO w odpowiedzi podkreślił, że wrak ten jest własnością Polski i powinien tu powrócić. Dodał jednak, że przedwczesna jest odpowiedź na pytanie, czy polska prokuratura może skończyć śledztwo bez powrotu wraku, bo strona rosyjska nigdy nie powiedziała, że go nie odda - kwestia stanęłaby przed prowadzącymi śledztwo dopiero, gdyby taka odpowiedź nadeszła z Rosji.
"Podejmujemy wszelkie starania, aby wrak powrócił do Polski" - mówił szef WPO. Przyznał, że teoretycznie jest możliwe zakończenie śledztwa bez sprowadzenia wraku do Polski - o ile biegli przeprowadziliby wszystkie niezbędne badania. Dodał, że badający wrak polscy biegli mieli "nieskrępowany dostęp" do tych dowodów.
Szeląg oświadczył też, że prokuratorzy nie odbierają jako nacisku wypowiedzi ministra sprawiedliwości Marka Biernackiego, który uznał, że śledztwo należy już zakończyć, jak i wypowiedzi innych polityków. "To powinno być przyczynkiem do dyskusji, czy zasadne jest oddzielenie prokuratury od ministerstwa" - ocenił szef WPO i dodał, że prokuratura będzie nadal prowadzić śledztwo w oparciu o Kodeks postępowania karnego, "który nie przewiduje żadnego udziału w tym postępowaniu ministra sprawiedliwości", niezależnie od poglądów polityków czy publicystów.
Polskie śledztwo przedłużono niedawno do 10 października 2014 r. Rosyjski komitet śledczy przedłużył własne śledztwo do 10 lipca.
WPO przypomniała też opinię toksykologiczną, z której wynika, że zarówno gen. Andrzej Błasik, jak i załoga, personel pokładowy i funkcjonariusze BOR byli trzeźwi w momencie katastrofy. Biegli wykluczyli też długotrwałe przebywanie badanych osób w atmosferze zawierającej znaczne stężenie tlenku węgla.
Szeląg przypomniał, że zespół biegłych medyków sądowych sporządził opinię dot. wszystkich dziewięciu ekshumowanych ciał ofiar katastrofy. "Przeprowadzone badania pośmiertne zwłok nie wykazały zmian, których mechanizm powstania mógłby być inny niż charakterystyczny dla przebiegu katastrofy komunikacyjnej" - powiedział Szeląg.