W obiegu krąży wiele krzywdzących stereotypów gmatwających dodatkowo zrozumienie sytuacji w Republice Środkowej Afryki. Niektóre z nich to wręcz medialne gnioty.
Czy seleka i anti-balaka to milicje religijne?
To medialnie wygodne, ale nieprawdziwe uproszczenie.
Arcybiskup stolicy RCA, Dieudonné Nzapalainga powtarza gdzie tylko może: „Nie wszyscy muzułmanie to Seleka i nie wszyscy Seleka to muzułmanie. Strzeżmy się odpowiedzialności zbiorowej! Opłakujemy tworzenie zlepów niespójnych informacji na temat anti-balaka i przypisywanie im nazwy ruchów chrześcijańskich. W rzeczywistości anti-balaka są wybuchem poczucia przebranej miary w części społeczeństwa wobec nie mających końca aktów zdzierstwa i przemocy ze strony rebeliantów seleka. Dlatego też nie ustajemy w tłumaczeniu, że wszyscy anti-balaka nie są chrześcijanami i że wszyscy chrześcijanie nie są anti-balaka”.
Jego „bliźniaczy brat” Omar Kobine Layama, imam wielkiego meczetu w Bangui, który w ostatnich dwu miesiącach znalazł schronienie w domu Arcybiskupa, wtóruje: „Mówi się, że muzułmanie i chrześcijanie wzajemnie się zabijają. Lecz to niej jest kryzys religijny, ale polityczny. Politycy chcą się ukryć za tą gmatwaniną przeinaczanych faktów, aby ciążącą na nich odpowiedzialność za nieudolne rządzenie krajem zrzucić na karby religii. Potępiamy wszystkie morderstwa popełnione przez tych, którzy się określają jako muzułmanie, czy też przez tych co się reklamują być chrześcijanami. Autentyczny muzułmanin, podobnie jak prawdziwy chrześcijanin nie może być autorem morderstw, ale jest aktorem pokoju. Godnym ubolewania jest fakt, że w ostatnich miesiącach zaistniała dogłębna konfuzja między seleka a strukturami islamu w RCA. Tymczasem tak nie jest - seleka grupuje w sobie zarówno z chrześcijan jaki i muzułmanów”.
Ten tandem środkowoafrykańskich przywódców religijnych odbył ostatnio drugą podróż po Europie, by tym, co chcą ich słuchać tłumaczyć złożoność sytuacji i bronić dobrego imienia religii. Byli między innymi we francuskim Parlamencie.
Słowa seleka na próżno szukać w słowniku sango. Pod hasłem „porozumienie” znajduje się: mbuki, ndika. To musi być francuskie selection przerobione na sango. Ten język stale się tworzy więc łatwo asymiluje to, co słyszy u innych. Tak więc semantycznie, seleka to tacy "doborowi” albo „dobrani". W praktyce to heterogenna unia zwaśnionych z sobą wcześniej ugrupowań lokalnych, z góry skazana na niepowodzenie, bo zawiązana jedynie w negatywnym celu zwalczania wspólnego wroga. Trzon stanowią muzułmanie, ale nie brak wśród nich i chrześcijan. Wczoraj ludzie z Ndim rozpoznali wśród przejeżdżających w konwoju seleka czterech znanych im pobratymców, a więc na pewno nie muzułmanów. Bo też nie przynależność religijna jest faktyczną linią demarkacyjną. Ci przypadkowi sojusznicy nigdy nie posiadali pozytywnego projektu na przyszłość kraju. Nieszczęściem wielu muzułmanów z RCA było związanie z seleka nadziei na prosperitę i ochronę. Teraz, pozostawieni na pastwę losu, płacą ciężki haracz za ten błąd dziejowy.
Dziennikarze bezwiednie powtarzają jeden za drugim głupawe tłumaczenie terminu anti-balaka, jako anty - maczety W praktycznym sango, czyli tym używanym faktycznie przez ludzi na co dzień, maczeta to francuskie "machette" albo najwyżej opisowe "kota zembe" (duży nóż.). Słownik uniwersytecki podaje nadto: ba, kangbara i nzenze. Skąd się wzięło owo: balaka? Nie ważne. Może gdzieś jednak tego słowa się używa? Natomiast istotniejsze dla nas, że sam sens tego propagowanego wszędzie tłumaczenia nie trzyma się kupy. Bo co to znaczy: „anty (przeciw) maczetom” skoro rzucają się na dobrze uzbrojonych? Gdyby się nazwali np. ‘balaka-anti-ngombe” to byłoby logiczne: „z maczetami na karabiny” (takie nasze: „z motyką na księżyc”) dla oddania ich heroizmu czy nierównego rozkładu sił.
Tymczasem tu chodzi o :anti - balle AK", skrót pełnego zdania po francusku "blendé anti-balles d'automat Kalachnikow 47", czyli na polski: "odporny na kule AK". Bo też takie bzdurne obietnice dają czarownicy bojownikom idącym do buszu z byle jakim uzbrojeniem, ale za to obwieszonym talizmanami, jak choinka świecidełkami. Te same zresztą praktyki są po obu stronach. Czy to nominalny muzułmanin walczący po stronie seleka, czy to nazywający się chrześcijaninem jego przeciwnik, obydwaj wyobwijani są waraka (z arabskiego - amulety zawierające wersety Koranu), czy też gri-gri pogańskimi, by się ich "kule nie imały”. Ale ci nietykalni i tak padają, mimo domniemanej ochrony...
Takie osłanianie się amuletami, to praktyki czysto pogańskie nie mające nic wspólnego z ortodoksyjnie pojętym chrześcijaństwem, ani islamem. Ale ten fenomen jest zakorzeniony w najgłębszych warstwach duszy afrykańskiej. Gdy w 1927-29 w całej Francuskiej Afryce Równikowej szerzyło się powstanie nazwane Kongo-Wara (efekt nieludzkich kontrybucji nałożonych na tubylców w związku z przymusowym zbieraniem kauczuku i budową kolei do Brazzaville), ludzie szli naprzeciw karabinom strzelców senegalskich, bo Karnou, ich prorok obiecywał, że kule zamienią się w wodę zanim ich dosięgną… Ale i dzisiaj intrygujące jest posłuchać, jak ktoś niby studiach a całkiem na serio utrzymuje, że są dostępne magiczne środki zapewniające ci taką nietykalność. Kule wystrzelone w twym kierunku zmienią tor lotu, a strzały wypuszczone z łuku wrócą do kołczanu! Ukłony w stronę balistyki…
U mnie we wsi w ostatnich dniach uformowała się samoobrona. Myślicie, że mieli jakieś ćwiczenia? Robili sobie nacięcia na rękach i do sznytów zasypywali jakiś proszek „na odwagę”. Jeżeli w tym brataniu się krwią cokolwiek sobie zaszczepili, to chyba HIV-a, bo przy 15% średniej krajowej AIDS, było tam wśród nich z pewnością kilku nosicieli, a żyletka przecież jedna…
Bojownicy z RJ - inna odmiana lokalnej samoobrony deklarująca swą determinację w zwalczaniu seleka – noszą na szyi muzułmańskie różańce i nic im się to jakoś nie gryzie. Po prostu ta wojna wykwitła pomieszaniem z poplątaniem pojęć.
br. Robert Wieczorek OFM Cap