W obiegu krąży wiele krzywdzących stereotypów gmatwających dodatkowo zrozumienie sytuacji w Republice Środkowej Afryki. Niektóre z nich to wręcz medialne gnioty.
A co mi osobiście leży na sercu?
Bogu dziękować, jak do dziś, cała moja parafia przetrwała bez specjalnego uszczerbku. Ale do czasu. Zaraz w sąsiedztwie, wieś Nzakoun przed wczoraj w nocy została zrabowana przez bandę przybyłą bezkarnie z Czadu i co gorsza, zabili przy tym 22 osoby. I to mnie martwi. Gdy resztki seleka ulotnią się stąd niebawem, cały ten przygraniczny region zostanie wydany na pastwę losu. Nie trzeba w ogóle strzelać, by ludzie umierali. Wystarczy, że wkrótce zabraknie nam podstawowych lekarstw. Granice są zamknięte. Handel praktycznie zamarł. Nikt tu nie przyjeżdża na targowisko. Ceny lokalnych produktów spadły o połowę, gdy tymczasem wszystko to, co przywozi się z Kamerunu, a więc mydło, mąka, sól, olej, paliwo, podrożało dwa razy. I będzie coraz gorzej.
Ludziom na wsi łatwiej jest przeżyć trudne czasy. Znajdą w buszu coś na ząb a na polach szopy, by ukryć się przed deszczem. Są dzielni, więc poradzą sobie. Groby porosną trawą a popalone domy ludzie odbudują szybko na nowo, bo te błotno-słomiane chatki mają się nijak do europejskich gmachów. Ziemi wystarczy dla każdego a woda spadnie z nieba wraz z nową porą deszczową. Ale ziarna pod zasiew braknie, gdy ludzie będą zmuszeni zjeść i tą ostatnią rezerwę.
Mówi się o powietrznym moście humanitarnym Duala – Bangui. I dobrze. Konieczne jest pomóc mieszkańcom stolicy, bo dość się ucierpieli. Ale moi ludzie, tu w całym północno-zachodnim regionie, nie potrzebują nic więcej oprócz zapewnienia minimum bezpieczeństwa i otwartej granicy z Kamerunem, by móc godnie sprzedać swoje płody ziemi i kupić mydło.
Jeden posterunek Misca kontrolujący newralgiczne skrzyżowanie w Bang stałby się płucem dla całego regionu. O jedyne 10 km dalej, na granicy nad rzeką Mbere, stoją kameruńscy żołnierze, a za nimi sparaliżowane targowisko w Mbaiboum, bo granica zamknięta…
Osobiście wiem w co tu wdepnąłem. Znam tego konsekwencje i nie oczekuję niczego dla mnie. Nikt się nie będzie przecież rozmieniał na drobne dla kilku białych usidlonych gdzieś tam w afrykańskim buszu. Ale gdyby jednak zmienić perspektywę i popatrzeć, że tu chodzi o otwarcie głównej drogi zaopatrzenia dla najbardziej zaludnionej prefektury RCA l’Ouham-Pende z ponad pół milionem ludzi, to czy nasze wołanie o pomoc dla nich może mieć swój ciężar?
Jak pomóc? Zajrzyj TUTAJ
br. Robert Wieczorek OFM Cap