Jeśli dojdzie do najgorszego na Ukrainie, to nie z powodu pokojowo demonstrujących dotąd obywateli.
30.11.2013 11:50 GOSC.PL
Wczoraj wróciłem z Kijowa. Nie wiem zatem, co dokładnie zdarzyło się dzisiaj nad ranem – poza tym, że odziały milicyjne pobiły dziesiątki osób, czuwających na Majdanie Niepodległości. Nie wiem, w jakich okolicznościach do tego doszło – poza tym, co wiemy wszyscy z relacji poszkodowanych.
Wiem natomiast, co widziałem w ostatnich dniach: tysiące pokojowo demonstrujących ludzi, którym nie jest wszystko jedno, w jakim kraju będą żyć. Z pewną zazdrością nawet obserwowałem młodych studentów, ze łzami w oczach, skupieniem na twarzy i rękami na sercu śpiewających hymn Ukrainy. Z zazdrością, bo nie był to żaden stadionowy patriotyzm polany kibolskim sosem. Ani polityczny patriotyzm z urzędowym patosem. Nie było w tych ludziach agresji, palenia kukieł Janukowycza, tylko głośno, stanowczo wyrażone zdanie: chcemy być gospodarzami we własnym kraju i mamy do tego prawo.
Widziałem stojących razem młodych i starszych – wbrew opinii, że za Unią, a przeciwko Rosji jest tylko młodzież, na Majdanie słuchałem opowieści również starszych Ukraińców, z dumą trzymających ukraińskie flagi i reagujących nerwowo tylko na jedno: na pytanie, czy nie jest im jednak bliżej do Rosji. Słuchałem niezwykłych dyskusji między młodszymi i starszymi – najczęściej zgadzających się ze sobą, a tylko dostarczających sobie nawzajem mocniejszych argumentów. Jedyna scena „starcia” między młodym a starszym pokoleniem, w której uczestniczyłem, wyglądała tak: do młodych studentów śpiewających hymn narodowy podszedł mniej więcej 70-letni mężczyzna. Poczekał aż skończą śpiewać. I wtedy ich „zaatakował”: jak oni w ogóle mogą, przecież samo dobro to z Moskwy. Na to to oni spokojnie swoje. Weszli w spór historyczny – on jak to Sowieci nieśli pokój całemu światu, oni jak to Sowieci wymordowali im dziadków. To była pasjonująca scena, prawdziwa wymiana poglądów, doświadczeń, zero agresji, choć dużo – to jasne – emocji. Na koniec podali sobie ręce…
Dlatego też akcja milicji, która dziś nad ranem zaczęła pałować uczestników protestu, nie ma uzasadnienia w tym, co można było widzieć w ostatnich dniach. Tam nie demonstruje grupa rozwydrzonej młodzieży, która nie ma co ze sobą zrobić wieczorem, więc dlatego przyszła się zabawić do centrum stolicy. Wielu z nich naraża się na wyrzucenie z uczelni – podejmujący strajk studenci automatycznie znaleźli się na czarnej liście, a na uczelnie władze państwowe oddelegowały nawet poszczególnych ministrów, by ci przekonywali ich do pozostania na miejscu. Nie widziałem na Majdanie żadnych pijanych grup demonstrantów, nawet w późnych godzinach nocnych. W pobliskich barach z tanim jedzeniem jeśli wchodzili demonstranci, to tylko po to, by żywo dyskutować o tym, co dalej z Ukrainą. Serio, serio.
Dlatego też akcja milicji jest ostateczną kompromitacją władz Ukrainy. I wyrazem bezsilności. Niestety, to tylko może sprawić, że kolejne dni nie będą miały już tak pokojowego przebiegu, jak dotąd. Ukraińcy nie ustąpią przed policyjnymi pałkami Janukowycza i prorosyjskich oligarchów. – My nie chcemy rewolucji, chcemy podpisania umowy z Unią – mówił mi jeszcze w czwartek 45-letni Oleg. – Jeśli nie, to wariant B przewiduje wszczęcie procedury usunięcia Janukowycza z funkcji prezydenta. Wariantu C my naprawdę nie chcemy, ale jeśli zostaniemy do tego zmuszeni, to wtedy mogą się zdarzyć różne rzeczy – dodał. Wygląda niestety na to, że władza prowokuje ludzi do tego, by zaczęli obmyślać szczegóły wariantu C.
Jacek Dziedzina