Dokładnie 205 lat temu, 30 listopada 1808 r. polscy szwoleżerowie zdobyli przełęcz Somosierra. Była to najwspanialsza i… najbardziej absurdalna szarża w naszej historii.
30.11.2013 00:15 GOSC.PL
Najwspanialsza, bo był to nie lada wyczyn. Szarżujący trzeci szwadron 1 Pułku Szwoleżerów Gwardii Cesarskiej musiał pokonać ponad kilometr pod górę w ogniu czterech kolejnych, ustawionych na krętej drodze baterii armat. Prawdę mówią słowa wiersza Marii Konopnickiej o tej bitwie: „A wtem Napoleon na Polaków skinął, skoczył Kozietulski, jazdę w czwórki zwinął”. Droga, po której szarżowali Polacy ma tylko sześć metrów szerokości i trzeba było atakować czwórkami. Po obu stronach drogi leżały głazy uniemożliwiające szarżę. W rezultacie każda celnie wystrzelona armatnia kula zabijała lub raniła kilku ludzi, a upadające konie dezorganizowały atak szwadronu. Szarża trwała tylko osiem minut, ale polski dowódca zmieniał się aż cztery razy, z powodu śmierci, rany lub utraty konia poprzednika. Na samą przełęcz dotarło zaledwie kilkunastu spośród stu kilkudziesięciu śmiałków, ale po drodze szwoleżerowie wysiekli obsługę armat, więc wkrótce za nimi mogli przyjechać następni napoleońscy żołnierze i bitwa została wygrana.
Nie ma wątpliwości, że szarża była wspaniałym, bohaterskim wyczynem. Dlaczego więc napisałem, że była absurdalna?
Za absurdalne uważam to, że Polacy tam w ogóle walczyli, pomagając Napoleonowi ujarzmić Hiszpanię, kraj, z którym Polska nigdy w swej historii nie walczyła. Co więcej, w 1795 roku Hiszpania zaprotestowała przeciwko rozbiorom Polski i ich nie uznała. Trzynaście lat później nie tylko szwoleżerowie, ale także Legia Nadwiślańska i trzy pułki piechoty Księstwa Warszawskiego pomagały Francuzom w odebraniu Hiszpanii niepodległości.
Szczycimy się tym, że Polacy zawsze walczyli „o wolność naszą i waszą”. Aż dziw bierze, że wspaniałe zwycięstwo pod Somosierrą nie skłania nikogo w Polsce do refleksji, że nie zostało odniesione w słusznej sprawie.
Szwoleżerowie i inni polscy żołnierze byli zresztą ofiarami manipulacji Napoleona, z czego nie zdawali sobie sprawy. Ofensywa na Madryt, w której wzięli udział, była poprzedzona dyplomatycznymi zabiegami cesarza Francuzów. Na kilka tygodni przed bitwą spotkał się on w Erfurcie z carem Rosji. Zapewnił go, że utworzone zaledwie przed rokiem z ziem drugiego i trzeciego zaboru pruskiego Księstwo Warszawskie będzie wkrótce pozbawione francuskiej ochrony i zasugerował, że Rosjanie mogą się nim zainteresować. Wiedział, że na zagarnięcie Księstwa ma ochotę Austria i miał nadzieję, że dojdzie do konfliktu między tymi krajami. Księstwo Warszawskie byłoby nagrodą dla Rosji za odegranie roli francuskiego sojusznika. Rzucił więc Polskę „na pożarcie” zaborcom, żeby mieć spokój w czasie osadzania na hiszpańskim tronie swojego brata, Józefa Bonaparte.
Po rozmowach w Erfurcie Napoleon wycofał z Księstwa całe wojsko francuskie, Legię Nadwiślańską i trzy polskie pułki piechoty. Innymi trzema pułkami piechoty Księstwa obsadził niemieckie twierdze na Pomorzu. Po tych zabiegach w Księstwie Warszawskim pozostała tylko połowa polskiej armii. Gdyby car zdecydował się wtedy zaatakować Księstwo, na pewno by zwyciężył.
Ostatecznie historia potoczyła się inaczej. Kiedy Austriacy zaatakowali Francuzów, Rosja pozostała neutralna. Dzięki temu Napoleon wciąż był naszym sojusznikiem i protektorem. A w zbiorowej pamięci Hiszpanów na szczęście nie pozostał zbyt mocny ślad po naszym udziale w napoleońskiej awanturze. Francuzom pamiętają to bowiem bardzo mocno.
Leszek Śliwa