Prostytucja będzie karana we Francji?

Rząd francuski chce surowo karać w pierwszej kolejności klientów prostytutek. - Jesteśmy takimi łajdakami jak sutenerzy – przyznają mężczyźni korzystający z płatnych usług seksualnych.

Nad Sekwaną powiewa znowu wiatr rewolucji. Tym razem przez duże R i w dobrym tego słowa znaczeniu. Od tygodni trwa tam burzliwa debata nad projektem nowej ustawy „przeciw systemowi prostytucji”. Jeśli Zgromadzenie Narodowe przyjmie 30 listopada jego tekst – co jak twierdzi dziennik La Croix „jest bardziej niż wysoce prawdopodobne”, gdyż pierwszym sygnatariuszem projektu jest główny rozgrywający rządzącej partii socjalistycznej Bruno Le Roux – wtedy po raz pierwszy w historii „kupno usługi seksualnej będzie karane” w kraju Napoleona. Korzystający z „usług seksualnych za pieniądze” mieliby płacić od 1500 euro mandatu.

Nie trudno się domyśleć, że sprawa ma sporo zagorzałych przeciwników i dzieli scenę polityczną. Jedni przekonani, że klienci prostytutek „powinni sami odwoływać się do swojej odpowiedzialności”, inni że nowe prawo ma „chronić ofiary poddane często przemocy i szantażowane finansowo”. Sporo posłów zarówno prawicy jak i lewicy twierdzi, że wszystko to na nic, bo jak wynika z doświadczenia innych krajów, „sankcje zwykle w pierwszej kolejności uderzą w prostytutki, te z ulicy. A przecież przemysł ten przeniósł się teraz na strony internetowe”. Istnieje też obawa, że zaostrzenie prawa spowoduje zepchnięcie prostytucji do podziemi, gdzie nie będzie już na tym żadnej kontroli.

Przyjęcie projektu ustawiłoby Francję w rzędzie z takimi krajami jak przykładowo Szwecja, która od 2011 roku praktycznie zakazała prostytucji. Tam klienci tego „przemysłu” muszą odsiedzieć rok w więzieniu.

Czy nowe zakusy ustawodawcze oznaczają, że w kraju Napoleona prostytucja w ogóle może być zakazana? – Taki jest nasz cel w przyszłości. Na razie trzeba zrobić pierwszy krok – wprowadzić ścisłe reguły i tym sposobem ograniczyć prostytucję. – mówi w rozmowie z La Croix deputowany Sergio Coronado.

Już w 1960 r. rozporządzeniem sankcjonowano nakłanianie do prostytucji. Jednakże praktyka ta była tolerowana. W 1992 r. nakłanianie było już karane mandatem wysokości 10 tys. franków, a dekadę później, w 2003 r. zaostrzono kary. Przyłapany na zmuszaniu do prostytucji sutener musiał płacić 3750 euro oraz groziło mu do dwóch miesięcy więzienia. Otwartym pozostaje pytanie czy kary te były faktycznie egzekwowane oraz z jaką skutecznością służby państwowe zajmowały się  ściganiem sutenerów.

Obecny projekt ustawy jest o tyle rewolucyjny, że po raz pierwszy prostytucję wyniesie do rangi przestępstwa i nałoży sankcje nie tylko na sutenerów ale i na klientów. Po raz pierwszy też wprowadzi narodowy program pomocy kobietom uwikłanym w ten przemysł.

Jak przekonują deputowani prawicowej UMP rezultaty będą natychmiastowe, bowiem jak wynika z badań, to właśnie panowie korzystający z płatnych usług seksualnych kobiet stali się motorem tego brudnego i niemoralnego biznesu.

„Mam swoje potrzeby, z jakiej racji ktoś ma mnie za to karać” – oburzają się niektórzy klienci prostytutek. Dziennik Le Figaro przeprowadził wśród nich anonimową ankietę. Jak się okazało są wśród nich prawnicy, biznesmeni, inżynierowie, często mężczyźni żonaci, ojcowie. Korzystają z usług prostytutek dwa do trzech razy w miesiącu. Jeden z panów w głosie podsumowującym ankietę pisze: „Tak panowie, skoro sutenerzy mają ponieść karę, to my także. Bo nie jesteśmy wcale mniejszymi łajdakami”. Nic dodać nic ująć.

Dobrze, że nad Sekwaną pojawia się projekt karania mężczyzn, którzy przedmiotowo traktują kobiety, a seks sprowadzają do płatnej gry zaspokajania zwierzęcych instynktów. Dobrze, że ktokolwiek widzi problem, który w większości kwituje się głupawym uśmieszkiem i jałową gadką o "najstarszym zawodzie świata". Prostytucja to  nie zawód, a problem i dramat. Dramat  nie tylko klientów, ale kobiet. Ale tu otwiera się puszka Pandory...

 

 

 

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI:

Joanna Bątkiewicz-Brożek