W rodzinnej Galilei mówią, że doprawdy Jezus mógł zbudować swój Kościół na kimś innym.
25.10.2013 14:21 GOSC.PL
W czasie pierwszego spotkania zamiast urządzić pokazówę w stylu bogatego młodzieńca i paść ostentacyjnie na kolana zawołał bezczelnie „Odejdź!”.
Na górze Tabor absolutnie nie potrafił się zachować. Przespał najważniejsze wydarzenia. Bełkotał coś o namiotach.
Biblia nie podaje, by to on zaprowadził mistrza do swej teściowej.
Nie chciał pokornie wiosłować ze wspólnotą (to mało efektowne zajęcie). Zabłysnął. Pokazał: „Jestem indywidualistą – wyjdę z łodzi”. Spacerku po falach nie mógł zaliczyć do udanego. Jezus w ostatnim momencie podał przerażonemu rybakowi dłoń.
Ten, który jako jedyny wyznał „Jesteś Mesjasz, syn Boga żywego” „wziął Jezusa na bok i począł czynić Mu wyrzuty”. Usłyszał krótki egzorcyzm: „Zejdź mi z oczu szatanie!”.
Nie chciał (jako jedyny!), by Jezus umywał mu nogi. Zapewniał: „Nigdy nie zdradzę!”.
Zdradził. Trzykrotnie. Wcześniej, gdy Mistrz pocił się krwią, uciekł w smaczny sen.
Wygłupił się; odciął Malchusowi ucho, które Jezus na nowo wstawił na swoje miejsce.
Trzykrotnie zaparł się Chrystusa. Zdradził absolutnie wszystko, w co wierzył. Nie wziął za to (naiwny!) ani grosza.
Ten, który niedawno wyznawał: „jesteś Mesjasz, syn Boga” nie widział w Jezusie nawet… człowieka.
Nie było go na Golgocie. Rozdrapywał rany pogrążony w czarnej rozpaczy.
Ostro kłócił się z Pawłem.
Podobno na wieść o prześladowaniach zwiewał z Rzymu…
W rodzinnej Galilei mówią, że doprawdy Jezus mógł zbudować swój Kościół na kimś innym.
Marcin Jakimowicz