Wyniki symulacji przeprowadzonych przez jednego z naukowców zespołu parlamentarnego ds. katastrofy smoleńskiej prof. Wiesława Biniendę "są, delikatnie mówiąc, bardzo niepewne" - ocenia w liście otwartym inny ekspert zajmujący się katastrofą prof. Paweł Artymowicz.
List został opublikowany na blogu Artymowicza po tym, jak w środę zespół smoleński przy kancelarii premiera (kieruje nim Maciej Lasek) ogłosił, że zdjęcie, którego użył Binienda i które miało popierać tezę, że w Smoleńsku doszło do zamachu, zostało sfałszowane przez obróbkę komputerową.
Artymowicz wytyka Biniendzie inne błędy. Przede wszystkim zwraca się o udostępnienie danych wejściowych użytych przez Biniendę do symulacji zderzenia Tu-154M z brzozą (według niej skrzydło samolotu ścięłoby drzewo). "Dopóki nie poda pan więcej informacji o tym, co pan dokładnie do niego (programu komputerowego - PAP) wprowadza, ani weryfikacji doświadczalnej zwanej w nauce walidacją modelu, to wyniki pańskie są, delikatnie mówiąc, bardzo niepewne" - ocenił Artymowicz.
"To, jakoby wszystkie dane do symulacji już dawno pan opublikował, to kłamstwo. Pan ujawnia kilka liczb, podczas gdy do powtórzenia obliczeń lub dogłębnego zrozumienia symulacji potrzeba tysiąckrotnie więcej danych" - podkreślił autor listu. Zarzuca też Biniendzie, że przy wsparciu "machiny propagandowej klubu sejmowego Macierewicza", wprowadził wielu Polaków w błąd.
"O tym, że nie zna się Pan na aerodynamice, wiadomo z licznych wywiadów, gdzie dał pan świadectwo niefachowości i niezrozumienia jak lata samolot. Zapewniał pan m.in. błędnie, że uderzenie w brzozę Bodina (od nazwiska właściciela posesji, gdzie rosło drzewo - PAP) zostało sfingowane, ponieważ po oderwaniu końcówki skrzydła samolot musiałby uderzyć w ziemię po mniej, niż sekundzie lotu. To odpowiada rzutowi poziomemu w próżni, co jest ignoranctwem bądź świadomą manipulacją z pana strony" - napisał Artymowicz.
"Obliczenia zderzeniowe prowadził pan długo przy zerowym kącie natarcia, który mylił pan z kątem wznoszenia! Mówił pan, że końcówka skrzydła musiałaby spaść 10-12 metrów od miejsca, gdzie została urwana. To jest sprzeczne z fizyką lotu" - dodał Artymowicz. Zarzucił też Biniendzie, że przemilczał testy amerykańskiej Federalnej Administracji Lotnictwa (FAA) i NASA, gdzie po zderzeniu ze słupem telefonicznym końcówka skrzydła samolotu DC-7 przeleciała 130 metrów.
W środę zespół Laska opublikował fotografie lewego skrzydła tupolewa, który rozbił się pod Smoleńskiem. Na zdjęciach zaczerpniętych z prezentacji prof. Biniendy z 5 lutego 2013 r. widać wyrwę w połowie długości skrzydła, nie da się natomiast zauważyć zniszczeń na przedniej i tylnej krawędzi. Na prezentacji fotografie zostały opatrzone napisem "Zdjęcia wraku pokazują, że krawędź przednia nie jest zniszczona!".
Zespół Laska opublikował też zdjęcia wykonane 19 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku przez polską komisję badającą katastrofę. Widać na nich, że skrzydło zostało poszarpane na całej długości; na fotografii jest też - co podkreśla zespół Laska - wyraźne wgniecenie na przedniej krawędzi. Różnica z fotografiami z prezentacji Biniendy według zespołu Laska wynika z "manipulacji w ułożeniu fragmentów zniszczonego skrzydła i twórczego potraktowania zdjęć".
W odpowiedzi na publikację zdjęć szef zespołu parlamentarnego Antoni Macierewicz (PiS) skierował wniosek do prokuratury ws. pomówienia. Oskarżył zarówno członków zespołu Laska, jak i premiera Donalda Tuska o tworzenie fałszywych dowodów, za co kodeks karny przewiduje do trzech lat więzienia.
Macierewicz twierdził w czwartek, że zdjęcie użyte przez Biniendę pochodzi z raportu MAK. W rzeczywistości go tam nie ma, na co zwrócił uwagę zespół Laska. Potem Macierewicz stwierdził, że zespół Laska dysponuje przynajmniej dwoma zdjęciami, które potwierdzają tezy Biniendy, a których rządowy zespół nie opublikował i "ukrył". Edward Łojek z zespołu Laska odpowiadał, że wśród 1000-1500 zdjęć, jakie wykonano w Smoleńsku z całą pewnością nie ma takiej fotografii.
Według TVN24 zdjęcie użyte przez Biniendę pochodzi z zbiorów jednego z rosyjskich blogerów, który nie ukrywa, że celowo przerobił fotografię.
Ani Binienda, ani Artymowicz, choć zaangażowali się w wyjaśnianie katastrofy smoleńskiej, nie są specjalistami od badania katastrof lotniczych. Prof. Wiesław Binienda to kierownik Wydziału Inżynierii Cywilnej na uniwersytecie w Akron w amerykańskim stanie Ohio. Prof. Paweł Artymowicz jest astrofizykiem, pracuje na Uniwersytecie w Toronto, ma licencję pilota-amatora.