Coś komuś udowodniłem? Zasłużyłem wreszcie na coś? Nie? Muszę się bardziej postarać?
02.10.2013 06:50 GOSC.PL
Przywołał dziecko, postawił je przed nimi i rzekł: „Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego
Pamiętacie program „Od przedszkola do Opola”? Te szczerzące ząbki mamusie wypychające na scenę przerażone, zestresowane maluchy, które wykuły na blachę piosenkę „Szparka-sekretarka” Maryli Rodowicz? Te wypowiedziane wprost lub wyczytywane między zdaniami tłumaczenia: „Sama chciałam zostać piosenkarką. Jakoś nie wyszło… Więc może moja córeczka?”
Wchodzimy do przedszkoli z gotową receptą: „Masz być taki, jak rodzice”. Jezus robi coś kompletnie odwrotnego: nam – „starym koniom” pokazuje dzieci i mówi: „Jeśli nie staniecie się jak one, nie wejdziecie do królestwa”.
Dlaczego? Może dlatego, że małe dzieci absolutnie nie potrafią zasługiwać na miłość? Nie wyciągają listy dobrych uczynków, nie podbijają karty roboczogodzin modlitwy. Te cechy kopiują od nas wraz z wiekiem. Z roku na rok uczą się kombinować: na co zasłużę, gdy sprzątnę pokój? Potem wszystko idzie z automatu…
Po latach okazuje się, że wiele naszych wyborów (których oczywiście dokonujemy jako „absolutnie wolni ludzie”) ma wspólny mianownik: zasługiwanie. Po 20 latach zastanawiam się (wiem, troszkę późno na takie refleksje), czy wybór kierunku studiów, które ukończyłem nie był podyktowany tą właśnie motywacją? Mama była po prawie, koledzy wybierali ten kierunek. Pokazałem: zobaczycie, że się dostanę (wielu kandydatów na miejsce). Zobaczycie, że ukończę. Ukończyłem. Coś komuś udowodniłem? Zasłużyłem wreszcie na coś? Nie? Muszę się bardziej postarać?
Każdego dnia robię coś obrzydliwego: próbuję zasłużyć na Jego bezinteresowną miłość. Staram się… kupić dar. Boże, jak drażni nas to słowo! Przecież Kowalscy jeszcze nie zdążą odebrać od Nowaków urodzinowej bombonierki z dołączoną flaszeczką, a już zaczynają kombinować: „Hmmm. A co damy w ramach rewanżu? Większą czekoladę i pojemniejszą butelczynę!”.
Niemowlęta nie mają tego problemu. Patrzę na twarz 10-miesięczneggo Nikodema, który nie opracował jeszcze żadnej strategii zasługiwania na cokolwiek i przypomina mi się wołanie Jezusa: „Wysławiam Cię Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi a objawiłeś… niemowlętom”.
Marcin Jakimowicz