O „pospolitym ruszeniu” grekokatolików do Białego Boru na odpust Narodzenia Przenajświętszej Bogurodzicy oraz oczekiwaniach związanych z rozpoczynającą się wizytą zwierzchnika Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego w Polsce z okazji 1025. rocznicy Chrztu Rusi Ukrainy mówi w rozmowie z KAI bp Włodzimierz Juszczak, ordynariusz greckokatolickiej diecezji wrocławsko-gdańskiej.
KAI: Rocznica 1025. Chrztu Rusi Ukrainy, odpust Narodzenia Przenajświętszej Bogurodzicy w Białym Borze, 55 lat pielgrzymowania do tego miejsca, to znaczące wydarzenia. Jakie znaczenie mają one dla diecezji Księdza Biskupa?
- Od 1958 r. na odpust Narodzenia Przenajświętszej Bogurodzicy do Białego Boru przybywali nie tylko wierni z miejscowej parafii i okolic, ale z całego Pomorza Zachodniego. Jest to jedno z centralnych wydarzeń w życiu naszego Kościoła. O czasu kiedy proboszczem był ks. mitrat Stefan Dziubina, z biegiem lat wśród wiernych powstała tradycja pielgrzymowania do tego miejsca. Nie ma takiej drugiej parafii, gdzie od 55 lat tak licznie przybywa tyle osób. Nazywam to pospolitym ruszeniem grekokatolików z Pomorza i nie tylko. W tym roku ma charakter szczególny, gdyż odbywa się w roku jubileuszu 1025. Chrztu Rusi Ukrainy, 25. rocznicy obchodów milenijnych na Jasnej Górze oraz to, że na nasze uroczystości przybywa zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego, arcybiskup większy kijowsko-halicki Światosław Szewczuk.
KAI: Czego oczekujecie od wizyty swojego zwierzchnika abp. Światosława?
- Przede wszystkim pokrzepienia i umocnienia w wierze. Co roku nasze uroczystości białoborskie mają przede wszystkim charakter duszpasterski i duchowy. Większość z pielgrzymów przystępuje do sakramentu pokuty i Eucharystii. Nie jest to tylko uroczyste spotkanie, ale okazja do głębokiego przeżycia religijnego, otrzymania łaski sakramentalnej i głoszenia Dobrej Nowiny i abp Światosław skieruje do nas słowa pokrzepienia, gdyż naszym wiernym jest ono szczególnie potrzebne.
KAI: Dlaczego tak potrzebne?
- Jako Ukraińcy cały czas czujemy skutki Akcji Wisła. Jesteśmy diasporą żyjącą w dużym rozproszeniu. Choć od 1947 r. już upłynęło sporo lat, to jednak czas robi swoje, sprzyja asymilacji religijnej i narodowej. Dlatego potrzebujemy umocnienia w naszym trwaniu przy tradycji ojców, że dobrze to robimy i warto to kontynuować. Jako mniejszość nie żyjemy też w innym świecie, mamy te same problemy co Polacy i wierni Kościoła rzymskokatolickiego: jak zachować wierność Bogu, jego przykazaniom i Kościołowi wobec wyzwań jakie stawia nam współczesny świat, przede wszystkim zagrożeń płynących z sekularyzacji. Pragniemy usłyszeć słowa, że warto wierzyć, zachowywać Boże przykazania, żyć Ewangelią, być uczciwym. Potrzebujemy tchnienia Ducha Świętego, abyśmy się tak łatwo nie poddawali pokusom czyhającym na nas z prawa i lewa.
KAI: Jubileusz, rocznica to też okazja do podsumowań. Jak ocenia Ksiądz Biskup obecną sytuację w swojej diecezji?
- Jeśli chodzi o zaangażowanie i ofiarność, to jesteśmy wspólnotą, która wiele z siebie daje. Od 1989 r., kiedy odzyskaliśmy swój prawny status, odbudowaliśmy i umocniliśmy nasze kościelne i duszpasterskie struktury. Dam przykład Szczecinka, który wczoraj odwiedziłem. Mamy w tym mieście niewielką wspólnotę. Na niedzielne liturgie przychodzi ok. 100 osób. W ciągu kilku lat wybudowaliśmy tam cerkiew z budynkiem parafialnym, które są już prawie gotowe. Podobnie prawie gotowe cerkwie mamy w Bielicy i Międzyborzu, gdzie na liturgie przychodzi po kilkadziesiąt osób. Podobnie jest też w Stargardzie Szczecińskim, Lubinie i kilku innych miejscowościach. Wszystkie cerkwie na terenie mojej diecezji wybudowały naprawdę niewielkie wspólnoty, które podjęły się heroicznego trudu wzniesienia dla siebie świątyni. W sumie po 1989 r. w całej Polsce wybudowano kilkadziesiąt cerkwi. Często biskupi rzymskokatoliccy pytają mnie: jak wy to robicie?
KAI: Skąd w was taka determinacja?
- Jeśli ma się swoją świątynię, jest się jej gospodarzem, to naprawdę inaczej wygląda duch wspólnoty, niż gdy się jest gościem w cudzej parafii. A tak było i jest w niektórych miejscach dotychczas, gdzie korzystamy z gościnności parafii rzymskokatolickich. Wierni cieszą się, że świątynia jest zbudowana w tradycji ich Kościoła i nie muszą już stawiać składanych ikonostasów w kościołach łacińskich. Brak świątyni jest, jak to mówi teraz młode pokolenie, szczególnie „dołujące”. Jeśli wspólnota posiada swój kościół, to od razu widać większe zaangażowanie wiernych w życie parafii.