Smerfy zostawmy w spokoju

W fotel wbiła mnie argumentacja T. Terlikowskiego, że film „Smerfy 2” szkodzi i zatruwa dzieci.

Szanuję przenikliwe pióro dr. Tomasza P. Terlikowskiego, jego postawę i odwagę, by mówić prawdę bez względu na konsekwencje. Ale nie mogę zgodzić się z tym, co napisał na temat najnowszego filmu dla dzieci „Smerfy 2”.

Nie wykluczam i nie neguję, że dla filozofa i jego dzieci „Smerfy 2” to „film słaby, nudnawy”. O gustach się nie dyskutuje. Ale szkodliwy, zatruwający dzieci???  

Istotnie fabuła filmu, jak pisze Terlikowski, jest dość prosta (może ja tylko nie nazwałabym jej „konstrukcją cepa”, bo to może urazić najmłodszych widzów – większość filmów produkowana z myślą o nich ma nieskomplikowaną dla dorosłego odbiorcy konstrukcję – i to jest rzecz oczywista!). Publicysta „Frondy” zręcznie streszcza fabułę Smerfów 2:  Smerfetka ma urodziny, smerfy chcą jej zrobić niespodziankę, więc unikają jej, a ją dręczy świadomość pochodzenia od Gargamela i wątpliwości, co do pochodzenia. Zły Gargamel wysyła po nią do wioski wredkę (swojego stworka), która porywa ją. Czarodziej chce, by przekazała mu tajemnicę eliksiru, dzięki któremu mógłby posiąść panowanie nad światem. Wyrusza grupa pościgowa z Papą Smerfem na czele. Ostatecznie dobro zwycięża, Gargamel przegrywa i wszyscy (wraz z nowymi odmienionymi z wredek smerfami) wracają do wioski. W tle rozgrywa się jeszcze historia pojednania dorosłego mężczyzny z nigdy nie akceptowanym ojczymem.

Terlikowski pisze dalej: „Gargamel z sympatycznego, w gruncie rzeczy safanduły, przekształcił się w postać demoniczną. Jego czary służą poniżaniu i niszczeniu ludzi, panowaniu nad nimi. Symboliczną wręcz sceną jest, gdy za pomocą czarów zmusza on ludzi do oddawania mu pokłonu. W tym filmie magia została więc pokazana jako to, czym jest naprawdę, czyli szatańsko inspirowaną grą ze złem”.

Zgadza się. Ale dr Terlikowski wysuwa dalej dyskusyjny dla mnie wniosek: „Nie jestem przekonany, że to są treści, które powinno się przekazywać dzieciom” .

No cóż, przeprowadziłam rozmowę z dziećmi. Ich wnioski są takie: Gargamel jest wcielonym diabłem, który chce panować nad światem. A ludzie, jak paryżanie w „Smerfach 2”, zwiedzeni jego podstępnym działaniem oddają diabłu pokłon. Szatan mami nas zabawą, spektakularnymi i z pozoru świetnymi akcjami. Ale mamiąc ofiary, wykorzystuje je, a na końcu niszczy.

Wnioski jak sądzę prawidłowe.

Zgadzam się z Panem, iż w filmie „zło jest przedstawione w niezwykle widowiskowo, realnie, wcale nie po dziecinnemu”. Ale, po pierwsze, to nie demoniczny horror. Po wtóre, czy aby na pewno dobre jest za każdym razem „udziecinnianie” magii i zła? Czy przekaz w polecanych przez Pana kreskówkach o smerfach nie jest bardziej podstępny? Nie ma magii w wersji „light”, bo to domena szatańska. Faktem jest, że - podobnie jak Pan - z dużą dozą dystansu przyglądałam się poczynaniom Gargamela i realności złej mocy, jaką pokazuje film. Ale uspokoiłam się, bo - jak Pan widzi - dzieci wyciągnęły nader właściwe i realne wnioski. Obawiam się, że po obejrzeniu kreskówek, takich wniosków nie wyciągną.

Nie zgadzam się też, jakoby film podsuwał myśl, że  „magia może być dobra lub zła, w zależności od tego, komu służy”. Weźmy Smerfetkę. Dostaje w prezencie od Gargamela różdżkę z esencją. Może zrobić z nią, co tylko chce. Wredki namawiają ją do użycia różdżki dla zabawy. I faktycznie Smerfetka wprawia w ruch diabelskie koło w Paryżu, narażając na śmierć ludzi. Z pozoru doskonale się z wredkami bawi. Wszystko to doprowadzi małe stworki do zagłady – Gargamel tylko wykorzystuje je do osiągnięcia własnego celu. I tę zależność, łańcuch konsekwencji wchodzenia w relacje ze złem wychwytują dzieci.

Pominął Pan, niestety, istotny wąte k- a szkoda! - który moje dzieci, a wierzę, że Pana także, wychwyciły: wredka (zła Smerfetka) na końcu staje się dobra. Była wytworem Gargamela, obracała się w świecie zła, nikt jej nie przytulał, nie potrafiła więc kochać. I nagle ktoś (dobra Smerfetka) po raz pierwszy ją przytula. To początek zmian w życiu wredki. Wniosek dzieci? Każdy, kogo dotkniemy promykiem miłości ma szanse się zmienić.

I na koniec: zarzuca Pan „sposób przedstawiania więzi rodzinnych” w filmie, bo jeden z bohaterów w dzieciństwie został porzucony przez ojca i wychowywał go ojczym i matka. Pisze Pan: „z jednej strony pokazuje on zło, jakie wyrządza dziecku zostawiający je ojciec (niedojrzałość bohatera, jego emocjonalne braki są przedstawione w niezwykle realistyczny sposób i zmuszają do skonfrontowania się z tą winą ojców zostawiających swoje dzieci), ale z drugiej jest kolejną próbą oswajania dzieci z tym, że nie są wychowywane przez własnych ojców i przekonywania ich, że w istocie nic się nie stało, że to norma i że powinny zaakceptować nowego tatusia”.

Może wyjaśnię tym, którzy filmu nie widzieli, że dowiadujemy się z fabuły, że biologiczny ojciec zostawił bohatera w wieku bodaj 5 lat, porzucił jego matkę, swoją żonę. Przytoczony ojczym, mówi do „przybranego syna”, że robił wszystko by „kochać jego matkę” i „traktować go jak własne dziecko” i „więcej nic już zrobić nie może”, by przełamać jego nienawiść. Dorosły facet nie potrafi sobie z uczuciem nienawiści po latach poradzić. Ojczym przestrzega go nawet, by swoich zranień nie przenosił na małżeństwo i syna. Czy to wszystko źle?

W filmie wątek pojednania mężczyzny z ojczymem nie jest żadną „gloryfikacją patchworkowych wujków przyszywanych do rodziny” – jak twierdzi dr Terlikowski. To raczej obraz wewnętrznych zmagań bohatera, który walczy z nienawiścią do ojczyma. Czy fakt, że na końcu się godzą, to coś złego?  Posłużę się parafrazą: „Szczerze wątpię”. Gdyby bohater filmu nadal nienawidził ojczyma, byłaby to bardziej chrześcijańska postawa? Czy ich pojednanie jest pochwałą dla rozbitych rodzin? Zbyt daleko idące wnioski.

Żałuję, że po Smerfach 1, nikt z nas,  publicystów, nie napisał, że film promował rodzinę: tam ten sam bohater, młody małżonek, u progu kariery w gigantycznym nowojorskim koncernie, nie potrafi do końca zaakceptować faktu, iż teraz to on został ojcem. Na końcu jednak uświadamia sobie, że rodzina, dziecko są najważniejsze i o wiele cenniejsze niż kariera. Ubolewam, że wysuwamy tylko działa i polujemy na czarownice tam, gdzie ich nie ma. Szkoda, bo tym samym dajemy jedynie pretekst do niepotrzebnych komentarzy w innej, mówiąc delikatnie, niekatolickiej prasie.

Oglądając „Smerfy 2”, miałam chwilami wątpliwość, czy to wszystko w filmie idzie w dobrym kierunku. Ale reakcje i wnioski moich dzieci uspokoiły mnie. Uświadomiłam sobie szybko, że zbyt mocno ostrzymy szpony na świat i wszystkie jego wytwory.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI:

Joanna Bątkiewicz-Brożek