Patrzę na twarz kobiety. Blednie, zaczyna być solidnie przerażona. Koniec marzeń. Teraz będzie już tylko gorzej.
12.08.2013 11:30 GOSC.PL
Modlitwa wstawiennicza. Jakiś czas temu. Jedna z kobiet prosi o rozeznanie drogi życiowej. Zaczynamy szturm do nieba. Prosimy o słowo i czytamy „…zostawił wszystko i poszedł za Jezusem”. Patrzę na twarz kobieciny. Blednie, zaczyna być solidnie przerażona. No i po ptokach…. Przerażające czasowniki: „zostawił, sprzedał, poszedł” robią swoje. Masakra. Koniec marzeń. Teraz będzie już tylko gorzej (w domyśle: „On zrobi mi krzywdę”).
Tymczasem kapłan najspokojniej w świecie odczytuje dalszy ciąg tej Ewangelii. Lewi, który wygramolił się właśnie ze swej budki tuż po słowach Jezusa wyprawił… ucztę dla przyjaciół. Tak jakby chciał powiedzieć: „To nie żadna trauma, wreszcie się coś w mym życiu zmieniło! Wreszcie jestem wolny! Nie zapraszał przecież kumpli na stypę.
– Odnajdujemy w sobie ogromne pokłady nieufności – wyjaśnia ks. Jan Reczek, autor głośnej książki „To Jezus leczy złamanych na duchu” – Nie ufamy Bogu. A doświadczenie miłości, które stało się naszym udziałem, nie starcza na długo. Czekamy, żeby znowu przyszedł, przytulił i pocieszył. Gdy słowo o zostawieniu wszystkiego napotyka na nasze zranienie nieufnością, może wywołać niepokój. Nie mamy żyć w lęku, ale w wolności dzieci Bożych!
Marcin Jakimowicz