Popatrzmy najpierw na faryzeusza Szymona.
tomasz.jaklewicz@gosc.pl Był odważny, skoro zaprosił Jezusa do siebie. Jego własne środowisko było przecież skonfliktowane z Rabbim z Nazaretu. Może miał jakiś własny pomysł na „docenienie” Jezusa, chciał Go uhonorować lub zwyczajnie posłuchać? Ale Jezus daje się wplątać w kłopotliwą sytuację z grzeszną kobietą. Szymon patrzy na nią z pogardą i zaczyna też gardzić Jezusem. Jego plan nie powiódł się. Ile takiego Szymona jest we mnie? Ja też chciałbym zaprosić Jezusa do siebie, ale na swoich warunkach. Nie życzę sobie żadnych prowokacji, żadnych sytuacji, które burzą mój spokój. Domagam się od Pana tylko potwierdzenia moich racji. A właśnie te momenty, kiedy zostaję wytrącony z równowagi, obnażają skrywaną prawdę. Mogę zobaczyć swoją niegościnność, skłonność do pochopnych sądów, zarozumiałość, skrywaną pogardę wobec „gorszych” od siebie, zgodę na przeciętność. 2 Kim była owa kobieta? Niekoniecznie prostytutką, jak często się uważa. W każdym razie była osobą publicznie znaną ze swoich grzechów. Gest, którym wyraża swoją postawę wobec Jezusa, jest szokujący. Jak pisze kard. Martini, „przekracza granice rozsądku, a nawet sięga granic przyzwoitości”. I tłumaczy jej zachowanie tak: „Doznaje ekstazy, wyjścia poza siebie, wolności myśli, radości, nie zważa na innych, nie dba o sądy i plotki, a zatem doświadcza tego wszystkiego, co rodzi się właśnie z odkrycia miłości Jezusa”. Ile w nas jest takiej spontaniczności w modlitwie, w wyrażaniu wiary, pobożności? Kontrast między sztywnym, „porządnym”, wyrachowanym faryzeuszem a ekstatycznie reagującą kobietą jest ogromny. Są takie momenty, kiedy ogrom łaski powoduje, że coś w nas pęka, kruszy się. Umiera stary człowiek i rodzi się nowy. Takie przemiany zwykle powodują wstrząsy. Człowiek ma ochotę rzucić się w ocean Bożego miłosierdzia. Nie musi się tego bać. Wiara ma w sobie zawsze coś z ryzyka, jest skokiem w tajemnicę. Jest miłością, której nie da się przeżywać beznamiętnie. 3 Jak reaguje Jezus? Przyjmuje szokujący gest kobiety, nie oburza się. Nie zatrzymuje się na tym, co zewnętrzne, ale widzi jej serce. Pozwala jej wyrazić siebie w bardzo kobiecy, wręcz zmysłowy sposób. Dostrzega jej wiarę i miłość, ale mówi także o przebaczeniu jej grzechów, czyli nie idealizuje jej. Kobieta doświadcza duchowej rehabilitacji, odzyskuje swoją godność, moralne piękno. Jezus wykorzystuje też tę sytuację, aby nauczyć czegoś Szymona. „Widzisz tę kobietę?”. Nie było to łatwe dla Szymona. On, nauczający innych, ma się uczyć czegokolwiek od jawnogrzesznicy?! Chrystus uczy i nas uważności. Spotkania z innymi mogą nas zawstydzać, bo odsłaniają naszą hipokryzję, krótkowzroczność, małoduszność. Nieraz ludzie, których osądzamy po pozorach, zaskakują nas czymś pięknym – siłą swojej wiary, determinacją w szukaniu Boga, pragnieniem nawrócenia. Pan i nas uczy, by nie sądzić po pozorach, ale patrzeć w serce.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Jaklewicz