Wybrałam się na spacer do pobliskiego lasu wraz z moim dwoma młodszymi siostrami, które były w wieku 5 i 6 lat. Mężczyzna pojawił się obok nas twierdząc, że się zgubił. Kiedy wyjaśniłam mu, jak dojść do drogi głównej, on wykorzystał moją nieuwagę, kiedy skierowałam się z siostrami do wyjścia i chwycił mnie. Był pedofilem.
Mam na imię Monika, mam 17 lat. Przez prawie dwa lata pogrążałam się w poczuciu krzywdy, niesprawiedliwości, niezrozumienia. To było następstwo pewnego doświadczenia, przez które przeszłam w wieku 15 lat. Były wakacje, sierpień. Wybrałam się na spacer do pobliskiego lasu wraz z moim dwoma młodszymi siostrami, które były w wieku 5 i 6 lat. Po jakimś czasie zauważyłyśmy gdzieś w oddali człowieka, wyglądającego jak zwykły turysta, który wychylał się zza drzew. Jednak po kilku chwilach straciłyśmy go z oczu. Kiedy byłyśmy już bardzo blisko wyjścia, ten mężczyzna pojawił się obok nas twierdząc, że się zgubił. Kiedy wyjaśniłam mu, jak dojść do drogi głównej, on wykorzystał sytuację mojej nieuwagi, kiedy skierowałam się z siostrami do wyjścia i chwycił mnie. Był pedofilem, nie będę się rozpisywać na temat tego co mi zrobił, jednak nie doszło do gwałtu. Wiem, że kiedy ja nie mogłam zrobić zupełnie nic, będąc w szoku i pod wpływem paraliżującego strachu, to Bóg nie pozwolił na to, żeby coś mi się stało.
Potem była policja, poszukiwania, które nic nie dały, portret pamięciowy na podstawie którego kilka razy miałam rozpoznać tego człowieka wśród zaaresztowanych przestępców. Policja, zawsze obiecując szczęśliwy koniec, nie potrafiła znaleźć tego człowieka i nie zrobiła nic do tej pory. Pozostała tylko ta gorycz i bezradność. To nieprawda, że czas leczy rany. Jedyne, co zrobił czas to pogłębił moje rany, kiedy znalazłam tego człowieka na portalu społecznościowym po roku od tego zdarzenia, a po kilku miesiącach poszukiwań „na własną rękę”. Udawałam, że wszystko jest w porządku, że pogodziłam się z tym, że ten człowiek nigdy nie usłyszy zarzutów pomimo że wskazałam go policji, że pewnie już nie pamięta o tym, co zrobił, podczas gdy nikt wokół nie rozumie i nigdy nie zrozumie co czuje piętnastoletnia dziewczyna w sytuacji kiedy jedyne pocieszenie to słowa „nie przejmuj się i ciesz się, że nic więcej ci nie zrobił” albo: „nic się nie stało, Bóg cię kocha”. Kiedy pytają, jak sobie radzisz, odpowiadasz „dobrze”, zamykasz się w pokoju i wyjesz po nocach, dlaczego to tobie się przytrafia, a nie komuś innemu, dlaczego inne dziewczyny nie muszą sobie zadawać pytania: „czemu w ogóle poszłam do tego lasu?”, dlaczego nie ma sprawiedliwości i dlaczego to ty masz przyklejoną już do końca życia na plecach opinię „to ta zgwałcona w lesie”??? Może nie tyle ten człowiek zrobił złego, ile plotkujący sąsiedzi i znajomi w szkole. Pozostaje tylko zamknąć to wszystko gdzieś w sobie i czasem pokłócić się z rodziną, dlaczego nie rozumieją tego, że takie doświadczenie zostaje w człowieku na długo. Pozostaje tylko gorzka bezradność i żal do świata.
Do czasu, kiedy Bóg w odpowiedzi na modlitwy mojej rodziny i wielu bliskich mi osób, dotknął mojego serca. Kilka miesięcy po tym wydarzeniu pojechałam na Saletyńskie Spotkanie Młodych w Dębowcu. Tam tak naprawdę poznałam, co to znaczy kochać Boga całym sercem. Nie da się przejść obojętnie obok trzech tysięcy osób, które tam, w Dębowcu, skaczą pod sceną i śpiewają na chwałę Pana, nie wstydzą się tego, że wierzą i z tej wiary czerpią radość, której nie zobaczyłam w żadnym innym miejscu. Nie było to oczywiście jakieś gwałtowne nawrócenie we mnie, było to raczej zachwyt nad tym, co tam zobaczyłam, nad szczerością tych ludzi. Kiedy patrzyłam na nich, wydawało mi się, że oni nie tyle mają Pana Boga na pierwszym miejscu, co po prostu On jest całym ich życiem! Wcześniej chodziłam do kościoła, bo taka była zasada, nie zastanawiałam się nad tajemnicą Eucharystii, a Pan Bóg był gdzieś tam, na zakurzonym obrazku. Nigdy nie doświadczyłam Jego szczególnej obecności, więc pozostało mi raczej zastanawianie się nad tym, czy On naprawdę jest? Więc po tym wszystkim, co zobaczyłam w Dębowcu, zyskałam tą pewność, że On jest żywym Bogiem, który działa. Zaczęłam wchodzić głębiej w moją wiarę, odnajdywać po raz pierwszy te wszystkie cuda dane nam przez Niego. Był też czas buntu, kiedy pytałam „skoro, jesteś tą nieskończoną Miłością, skoro jesteś dobry, jak mogłeś dopuścić do tego wszystkiego, co mnie spotkało?”. To pytanie pozostawało bez odpowiedzi. Wewnętrznie byłam beznadziejnie zaplątana, nie potrafiłam zrozumieć podstawowej prawdy naszej wiary – Bóg jest miłością. Jak to możliwe, skoro wokół jest tyle cierpienia? Jeśli by nas rzeczywiście kochał, to nie pozwoliłby na niezawinione cierpienie! Bóg nie odpowiadał, tylko pracował dalej we mnie. Wreszcie pewnego dnia, będąc na Mszy Świętej, w tej części kiedy zwracamy się do Niego w modlitwie „Ojcze nasz”, pokazał mi jej prawdziwą treść. „I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom...”. To są słowa najważniejszej modlitwy, w której pokazujesz Bogu, jak szczery jesteś. Oczekujesz przebaczenia, zapewniasz, że ty też przebaczasz, prosisz, żeby On przebaczył ci na wzór tego, jak ty przebaczasz drugiemu człowiekowi. Bóg przebacza. A ty? On przebacza za każdym razem, kiedy ty przychodzisz do Niego, przy każdej spowiedzi, On przebacza nawet największe świństwa, On przebaczył nawet tym, którzy Go ukrzyżowali. Skoro jesteś stworzony na Jego obraz i podobieństwo, dlaczego nie potrafisz przebaczyć naprawdę? Dlaczego, pomimo tego, że mówisz: „przebaczam”, po wyjściu z kościoła nadal czujesz urazę, nadal nie potrafisz zapomnieć, nadal szukasz zemsty? Dlaczego ty, który chcesz w oczach Boga być czysty jak łza, dlaczego masz nawet odwagę ufać, że On oczyści Ciebie, skoro ty „przebaczasz” tylko pozornie, tylko na chwilę, nigdy na zawsze? Tak, właśnie to ta modlitwa „Ojcze nasz” jest najważniejszą modlitwą, najprawdziwszym rachunkiem sumienia, to ona ukazuje Ciebie w całej prawdzie. Stawiałam sobie wszystkie te pytania. Pojawiło się w moim sercu takie szczere pragnienie przebaczenia temu człowiekowi. Wiele razy się tego podejmowałam, ale nigdy nie czułam prawdziwego pokoju w sercu, zawsze powracało poczucie krzywdy. Dlaczego mam przebaczyć, skoro nawet nie wiem, czy ten człowiek żałuje tego co zrobił? Jedyne, na co potrafiłam się zdobyć, to szczera nienawiść.
Co robi wtedy Pan Bóg? Zaprasza mnie po kilku miesiącach na dni skupienia do Sióstr Służebniczek, które poznałam na Dębowcu. Pojechałam razem z koleżanką, chociaż nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. To chyba raczej jakieś żarty, ja i skupienie w jakimś klasztorze, razem z siostrami zakonnymi? Nie bardzo rozumiałam, po co się tam wybieram. Jednak tam powtórzyło się doświadczenie z Dębowca – pełna radość ze spotkania z Żywym Jezusem w adoracji, tam po prostu czuło się obecność Ducha Świętego. Wewnętrznie dalej trwało to cierpienie i niemoc, bo nie potrafiłam przebaczyć. Bałam się tego lasu, obok którego przechodzę codziennie, bałam się pustego domu, w którym on mógłby czekać, bałam się swoich snów i myśli. Pan Bóg nie pozostał obojętny zaprowadził mnie na Msze święte o uzdrowienie i uwolnienie w Zakliczynie, gdzie doznałam spoczynku w Duchu Świętym, a na trzecim z kolei Skupieniu u sióstr doznałam największej w moim życiu łaski – łaski Jego pokoju, który wlał w moje serce. Jadąc tam, powiedziałam: „Panie Boże, jeśli jesteś, jeśli naprawdę kochasz, jeśli tylko chcesz, uzdrów mnie z tej nienawiści, pokaż, jak mam przebaczyć?”. Do spowiedzi świętej podeszłam z tą właśnie intencją, oczekiwałam od kapłana jakiegoś uzdrowienia. Myślałam, że kiedy wyznam to, że nie umiem przebaczyć, chociaż chcę, wtedy to wszystko minie, że On to zabierze. Nie tędy droga. Nie wiedziałam, co mam myśleć, kiedy od księdza usłyszałam : „nie wiem, co mam ci powiedzieć, bo nie jestem psychologiem, ale będę się modlił o to, żeby stanął na twojej drodze ktoś, kto ci pomoże”.
Potem była konferencja z niesamowitą panią psycholog, która obiecała indywidualną rozmowę. Czekałam na tę rozmowę w kolejce, jednak nie dane mi było porozmawiać, bo zabrakło czasu. Byłam piąta w kolejce, a przyjęte zostały tylko trzy osoby. Co za ironia!
Wychodząc z tej nieszczęsnej kolejki, w drzwiach spotkałam się z pewną siostrą zakonną, która widząc mnie w nie najlepszym stanie, zaproponowała rozmowę. Pierwsza myśl to: „ta zakonnica może mi powiedzieć chyba jedynie, że Bóg mnie kocha i w sumie nie mam się czym martwić”. Pan Bóg jednak zdecydował za mnie i skierował mnie do tej siostry właśnie. I w tej rozmowie objawił całą swoją miłość, troskę o mnie, pokazał jak bardzo Mu zależy na moim pokoju. Otworzył oczy. Pokazał, że moja „mądrość”, zaprowadziła tylko do błądzenia pośród swoich emocji i do utwierdzania się w złu, a nie taki jest Jego zamysł. Pokazał mi Jego Mądrość panowaniu nad uczuciami, przyjmowania zła, które może być zamienione w dobro, ale tylko z Jego łaską. Trzeba przestać skupiać się na swoich uczuciach, a otworzyć serce na przemianę. Jezus nigdy nie obiecał, że nie spotka cię zło, co więcej – sam doświadczył zła, które Go ukrzyżowało, ale On wyszedł ponadto, On to zwyciężył, zwyciężył śmierć, a więc wszystko to, nad czym człowiek może tylko załamać ręce i nie powiedzieć nic, zwyciężył wszędzie tam, gdzie ludzkie ambicje i możliwości się kończą. Tam właśnie zaczyna się łaska Boga. Doświadczone zło może stać się błogosławieństwem, ale tylko wtedy, gdy zaakceptujesz swój krzyż, tylko wtedy możesz zwyciężyć tak jak Jezus. Tam dokonuje się wszystko. Problem nie jest w tym, co cię spotyka, ale w tym, co z tym zrobisz. Kiedy doświadczasz zła, to masz zadanie – zaufać Bogu i pozwolić Mu zamienić je w dobro. Tak, ty masz zadanie, a to szatan ma wtedy problem. Chrystus nie obiecał, że zło cię nie spotka, ale to, co obiecał, to życie wieczne! Cierpienie prowadzi do doskonałości, tak jak perła powstaje w małży tylko dlatego, że dostaje się do niej ziarno piasku i uwiera ją. Przez cierpienie Bóg oczyszcza w tobie miłość, którą kochasz Jego i ludzi. Chrystus powiedział : „Kochaj swoich nieprzyjaciół”, kochaj tak jak ja, oddaj dla nich swoje życie, umieraj codziennie w swoich krzywdach, a swoim poczuciu niesprawiedliwości, przebaczaj tak jak ja.”
Wieczorem tego samego dnia była adoracja w kaplicy... W słowach tej adoracji prowadzonej przez siostry powtórzyła się cała treść mojej rozmowy z siostrą, która odbyła się kilka godzin wcześniej. Adoracja była ułożona przez inne siostry, nie było możliwości, żeby ona czytała ją wcześniej i po prostu powtórzyła mi to, co tam było napisane, to było po prostu działanie Ducha Świętego. A Wszystko to stało się 26 maja 2012 r., w Dzień Matki. Jestem przekonana, że to Maryja wyprosiła mi tą łaskę.
Po tygodniu znalazłam się w Lednicy. Hasło Lednicy 2012 to Boże Miłosierdzie. Tam Pan Bóg pokazał, że Miłość przecież nie pamięta złego. Pokazał, że ten, kto mówi, że kocha Pana Boga, a nienawidzi drugiego człowieka, ten żyje w ciemności. Powiedział, że błogosławieni są miłosierni, którzy przebaczają, oni dostąpią miłosierdzia. Jego znaki nie zakończyły się na Lednicy. Kiedy kilka dni po powrocie do domu wybierałam tapetę na komputerze, nagle pojawił się obrazek z napisem „Przebaczenie to uśmiech miłości”. Niesamowite jest to, jak Jego łaska działa przez zwykłych ludzi.
W tych wszystkich wydarzeniach i znakach Jezus podniósł mnie w Jego miłosierdziu i utwierdził w Jego nieskończonej dobroci. Przebaczyłam i modlę się dzisiaj za tego człowieka, aby Jezus dotknął i jego serca, a przede wszystkim o to, żeby Bóg na sądzie ostatecznym nie poczytał mu tej winy, bo dzięki niej ja dzisiaj mogę mówić o cudach, jakie we mnie czyni sam Bóg! Niesamowite jest to, jak z Jego łaską ja teraz potrafię powiedzieć, że ten człowiek jest godzien tego przebaczenia, jest moim bratem. Jest kimś, kto pobłądził i nie był na tyle silny, żeby przeciwstawić się pokusie.
Bóg jest niezmierzony w swojej łasce, a cuda nie dzieją się tylko w najpiękniejszych sanktuariach, ale przede wszystkim w sercu człowieka – to jest pole działania Boga! Cokolwiek się zdarzy, Jego miłosierdzie jest większe od całego zła, bo On pokonał śmierć. Ja zmagałam się ze sobą prawie dwa lata, ale wiem, że musiało to tyle trwać po to, żebym potrafiła dzisiaj się z tego cieszyć. Jezus chce przyjść i do ciebie, pragnij Jego łaski, a On obdaruje Cię ponad miarę!