Władze chińskie nie przewidują w najbliższym czasie wprowadzenia zmian w polityce jednego dziecka, choć - zdaniem ekspertów - staje się ona zbędna i nawet całkowite jej zniesienie nie spowodowałoby znacznego wzrostu liczby urodzeń. Brutalna polityka kontroli urodzeń w Państwie Środka kosztowała dotąd życie 336 mln dzieci.
W niektórych chińskich miastach, jak Jiashan w prowincji Hebei, przepisy już od lat zezwalają małżeństwom na posiadanie dwojga dzieci. Jednak duża część rodzin nie korzysta z tego prawa i decyduje się tylko na jednego potomka.
Według specjalistów wiele wskazuje na to, że chińskie społeczeństwo, podobnie jak rozwinięte społeczeństwa zachodnie, znalazło się już na etapie, na którym preferowany jest model rodziny z jednym, maksymalnie dwojgiem dzieci.
"Ludność miejska nie jest już zainteresowana posiadaniem większej liczby dzieci. Przypomina to sytuację krajów europejskich, gdzie nie ma polityki kontroli urodzeń, a mimo to przyrost naturalny jest bardzo niski. Na całym świecie modernizacja prowadzi do etapu, na którym rodziny stają się mniejsze" - powiedział PAP socjolog z Uniwersytetu Lingnan w Hongkongu, David Phillips.
Taką opinię potwierdzają opublikowane w ubiegłym tygodniu dane z Szanghaju, gdzie 92 proc. dzieci, jakie przychodzą na świat z pogwałceniem przepisów polityki jednego dziecka, rodzi się w rodzinach pracowników napływowych. Tylko 8 proc. takich "dodatkowych" dzieci to potomkowie zarejestrowanych obywateli tego miasta.
Według Phillipsa przyczyną niskiego przyrostu naturalnego w chińskich miastach są obecnie nie tylko przepisy, ale również "rosnące koszty utrzymania i edukacji, które sprawiają, że wielu ludzi woli zainwestować w jedno, ewentualnie dwoje dzieci, zupełnie jak w Europie".
"Polityka jednego dziecka skutecznie przyspieszyła ten proces. Małe rodziny są teraz bardziej akceptowane w społeczeństwie" - powiedział socjolog.
Wprowadzona w życie pod koniec lat 70. XX wieku surowa kontrola urodzeń miała na celu powstrzymanie olbrzymiego przyrostu naturalnego w Chinach oraz zaradzenie trapiącym kraj problemom społecznym i gospodarczym. Eksperci oceniają, że w ciągu ponad trzech dekad obowiązywania, polityka ta zapobiegła przyjściu na świat nawet 500 milionów dzieci.
Od tego czasu sytuacja w Chinach drastycznie się zmieniła, głównie w wymiarze ekonomicznym. Krytycy polityki planowania rodziny zwracają uwagę, że najważniejszym celem rządu nie powinno już być ograniczenie przyrostu naturalnego, ale raczej rozwiązanie stworzonych przez politykę jednego dziecka problemów, przede wszystkim szybkiego starzenia się społeczeństwa i dysproporcji płci. W efekcie obowiązywania tej polityki, ok. 15 proc. mieszkańców Chin ma ponad 60 lat, a na każde 100 dziewczynek rodzi się w tym kraju prawie 120 chłopców, co w dłuższej perspektywie może doprowadzić do bardzo poważnych konsekwencji społecznych.
Jednak zdaniem ekspertów spowodowane polityką jednego dziecka zmiany demograficzne mogą okazać się niemożliwe do odwrócenia, a obecnie nawet całkowite zniesienie ograniczeń nie przyniosłoby znaczącego wzrostu liczby urodzeń. Według szacunków dyrektora centrum polityki społecznej think tanku Brookings-Tsinghua w Pekinie Wanga Fenga, zniesienie ograniczeń mogłoby wprawdzie wywołać 25-procentowy wzrost liczby urodzeń, ale po kilku latach spadłaby ona z powrotem do obecnego poziomu.
Również w opinii socjologa Davida Phillipsa zniesienie polityki planowania rodziny nie przyniosłoby istotnych zmian demograficznych ani w miastach, gdzie pary często wolą mieć tylko jedno dziecko, ani na wsi, gdzie prawo już teraz w wielu wypadkach przewiduje możliwość posiadania dwojga dzieci, a kary za łamanie ograniczeń są wielokrotnie niższe niż w miastach. Restrykcyjna polityka jednego dziecka dotyczy obecnie około 40 procent Chińczyków, głównie mieszkańców miast - twierdzą eksperci.
Zdaniem części analityków, jeżeli problemy demograficzne będą się pogłębiać, to chińskie władze mogą w przyszłości nie tylko znieść politykę jednego dziecka, ale nawet, wzorem Singapuru, wprowadzić zachęty do posiadania większej liczby potomków. "Nie byłbym zaskoczony, gdyby zrobili to w ciągu najbliższej dekady. Pewnie będą to robili selektywnie, celując w grupę najlepiej wykształconych, by mieli oni więcej dzieci" - ocenił w rozmowie z PAP Phillips.
Według danych Banku Światowego współczynnik dzietności, określający przeciętną liczbę dzieci przypadających na jedną kobietę, utrzymuje się w Chinach na poziomie 1,6, czyli podobnym do średniej w UE. W Hongkongu, gdzie kontrola urodzeń nigdy nie obowiązywała, jest on niższy i wynosi ok. 1,2.
jdud /PAP