Wygląda na to, że kolejna fala kryzysu będzie dramatyczna. Jeśli moje pomysły nie będą honorowane, to odejdę. Nie zamierzam być malowanym wicepremierem - mówi "Rzeczpospolitej" lider PSL Janusz Piechociński.
Emocjonalna wypowiedź ministra gospodarki to sygnał, że tak źle w jego relacjach z premierem Donaldem Tuskiem jeszcze nigdy nie było - podkreśla "Rzeczpospolita". Powodów kryzysu jest wiele. Tusk zdymisjonował ministra skarbu Budzanowskiego, nie informując o tym wicepremiera. Dymisja jest związana z memorandum ws gazociągu, które podpisano w Sankt Petersburgu. W mieście tym był wtedy również Piechociński i Tusk miał podobno do niego pretensje.
Po aferze z memorandum pojawiły się głosy, że premier zamierza powołać nowe ministerstwo energetyki. Również ten pomysł jest odczytywany, jako próba cichego odsuwania ludowców od władzy, gdyż dotąd sprawy związane z bezpieczeństwem energetycznym kraju mieściły się w kompetencjach resortu gospodarki, na czele którego stoi Piechociński.
Na stwierdzenie "Rzeczpospolitej", iż wśród polityków PO jest przekonanie, że po aferze gazowej wicepremier ocalił głowę tylko dlatego, że jest szefem koalicyjnego PSL, Piechociński odparł: "Niech mówią, co chcą. Ja nie wzniecam co tydzień nowych konfliktów. Nie biegam z wiaderkiem z szambem" - mówił o ciosach, które dostaje od koalicjanta.
wt /Rzeczpospolita