Czy mniejszość może szantażować większość? Czy istnieje prawo do prawa, które gwałci najmłodszych? Nad Sekwaną do takiej arogancji już doszło.
15.04.2013 13:36 GOSC.PL
Wbrew woli większości, więcej – wbrew prawu naturalnemu! – francuski senat przyjął zmiany w definicji małżeństwa. Jeśli przyjmie ją Zgromadzenie Narodowe – co zapowiadają socjaliści – będziemy świadkami rewolucji w negatywnym brzmieniu tego słowa. Ciekawa jestem, jak będzie brzmiała teraz przysięga małżeńska we francuskich merostwach: ja Pierre biorę sobie ciebie Louis za męża?
Ale to najmniejsze zmartwienie w tym absurdalnym momencie historii Europy.
Dramatem tej sytuacji nie jest też arogancja władzy: ponad 55 proc Francuzów nie akceptuje redefinicji małżeństwa, milion podpisało petycję do Zgromadzenia Narodowego, miliony wyszły na ulice. I nic. A 26 kwietnia wyjdą znowu, jak zapowiadają, ze sztandarami Wielkiej Rewolucji Francuskiej i okrzykiem „Do broni obywatele!”. Boję się, że nie wzruszy to socjalistów nad Sekwaną.
Jest coś z pogranicza horroru, który mniejszość seksualna chce zafundować najbardziej bezbronnym. Bowiem francuskim dzieciom grozi widmo adopcji przez gejów i lesbijki. Ich argumentem koronnym, obok „prawa do dzieci” (kto im takie daje????), jest odsetek rozpadających się małżeństw kobiet i mężczyzn, co wpływa negatywnie na rozwój dzieci. Owszem, w dorosłym życiu potem często lądują na kozetce. Czemu? Bo rozpadł się im jakiś wzorzec rodziny.
Jeśli teraz już na starcie będą wychowywane przez dwie osoby, które na pewno wzorcem rodziny nie są – to jakie będą tego konsekwencje?
Do naszej redakcji docierają listy osób wychowywanych w związkach jednopłciowych. Ociekają łzami, dramatem. Dzieci, już dziś dorosłe, piszą o poszarpanych emocjach i częstych wizytach u psychoanalityków. Tego właśnie chcemy?
Na koniec polecam lekturę rozmowy, jaką Robert Mazurek na łamach Rzeczpospolitej (Plus Minus z 13-14 kwietnia) przeprowadził z byłą posłanką SLD. Aleksandra Jakubowska (sic!), pyta tu, nie kryjąc emocji: „Kto nam zagwarantuje, że rodziny gejowskie nie będą dysfunkcyjne?!”. I dalej: „do czego doszliśmy, że mniejszość szantażuje większość i zmusza ją do uchwalania praw, które nie mogą być przez większość zaakceptowane”?!
Do czego doszliśmy? Że ci, którzy borykają się z problemami własnej osobowości (trudno – zostanę okrzyknięta homofobem), pod przykrywką walki o swoje prawa szantażują większość. Że – nie boję się także tego powiedzieć – dopuszczają się gwałtu na dzieciach, traktując je jak przedmiot zaspokojenia swoich potrzeb emocjonalnych. Wstyd, że człowiek doszedł do takiego stadium. Wstyd, że przylepia mu szyld walki o prawa.
Joanna Bątkiewicz-Brożek