„Czekam, aż jakiś arcybiskup powie jesteś dzieckiem szatana…” . Pani Agnieszko: nie doczeka się Pani!
15.04.2013 12:13 GOSC.PL
Pierwsza refleksja po ubiegłotygodniowych porannych przeglądach prasy i wieczornych wiadomościach? Kościół znów okazał się psem ogrodnika. „Sam nie zjadł, a innym nie dał”.
Reakcją na bioetyczny dokument polskiego Episkopatu był głośny krzyk: „Stop stygmatyzacji dzieci poczętych metodą in vitro”. O jaką stygmatyzację chodzi? Tego już media nie wyjaśniają. Nie ma dowodów na „wielką kościelną nagonkę” i sprawdzanie metryk. Jest histeria.
Nie wystarczają zapewnienia: „Episkopat nie stygmatyzuje dzieci z in vitro, wszystkie są przez Kościół kochane tak samo” (rzecznik Konferencji Episkopatu Polski ks. Józef Kloch), „Jeżeli takie dziecko urodzi się zdrowe – co daj Boże – to trzeba mu zapewnić jak najlepsze warunki wychowania i jednocześnie otoczyć dodatkową opieką” (abp H. Hoser).
Na lewo i prawo komentowana jest ostra diagnoza Agnieszki Ziółkowskiej, pierwszego polskiego dziecka urodzonego dzięki in vitro. W wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" zarzuciła Kościołowi stygmatyzowanie dzieci poczętych tą metodą i zapowiedziała dokonanie apostazji. „Episkopat potrzebuje tego, żeby dzieci z in vitro były chore czy upośledzone – wyznała – Ale tak nie jest, więc brak argumentów księża zastępują językiem nienawiści (…). Czekam, aż jakiś arcybiskup stanie przede mną i mi powie w twarz, że jestem dzieckiem szatana i nie mam prawa żyć” – powiedziała „Gazecie Wyborczej”.
Uwielbiam taką retorykę. Zamiast konkretu („kilka dni temu usłyszałam od biskupa: jesteś dzieckiem szatana”) niezbyt pobożne prowokacyjne życzenia: „Czekam, aż jakiś arcybiskup stanie przede mną i powie…” . Pani Agnieszko, muszę Panią zmartwić (czytaj: pocieszyć): nie doczeka się Pani.
Reakcja mediów przypomina mi historię sprzed lat. Na urlopie w Grecji grupka polskich turystów zaszalała. Do tego stopnia, że obsługa campingu zabrała im paszporty. Nadeszła chwila wyjaśnienia spornej kwestii. Autobus grzał silnik, wszyscy czekali na wyjazd. Mój znajomy tłumaczył rozmowę greckich organizatorów z niesfornymi Polakami. „Nie oddamy wam paszportów” – zaczął tłumaczyć, a wówczas nasi zirytowani rodacy rzucili się… na niego! „Jak to nie oddacie?” – zaczęli poszturchiwać z wyraźną agresją Bogu ducha winnego kumpla, który od razu pożałował, że zabawił się w tłumacza.
Kto jest winnym zamieszania? Tłumacz.
– Jest czymś niezrozumiałym, że obwinia się listonosza za przynoszenie złych wiadomości. Kościół nie potępia dzieci, ale mówi, że ich rodzice zachowali się niewłaściwie – podsumowuje ks. prof. Piotr Kieniewicz.
Marcin Jakimowicz