Przyszedł pokój i głęboka świadomość, że umieram, pożegnałem się z żoną w myślach, oddałem się Bogu i wtedy zobaczyłem wielką światłość, do której zacząłem się zbliżać.
Naszym świadectwem chcieliśmy oddać Bogu chwałę , a także równocześnie podziękować tym wszystkim osobom, które w ciężkim dla nas okresie pomagały nam oraz wspierały nas swoją modlitwą.
Janek: W czasie wyjazdu służbowego 30 sierpnia 2007 roku, jadąc z Wyszkowa w stronę Sokołowa Podlaskiego, między godziną 11-stą a 12-stą miałem ciężki wypadek samochodowy. Jechałem zgodnie z przepisami swoim pasem ruchu poza terenem zabudowanym, nagle zza samochodu ciężarowego, z którym już miałem się wymijać, wyjechał tir na całą szerokość mojego pasa ruchu. Kierowca, jak później zeznał, miał tzw. zaćmę, nie widział mojego samochodu, dlatego wyjechał całą szerokością, wykonując manewr wyprzedzania. Ponieważ odległość dzieląca mnie od tira była niewielka - ok. 30 m - a zsumowana prędkość wynosiła ok. 160km/h, uderzenie było ogromne i nie był możliwości jego uniknięcia. Nawet nie zdążyłem mrugnąć okiem, nie mówiąc o hamowaniu. Ostatni obraz, jaki mi pozostał to biała ciężarówka, wychylająca się zza samochodu, z którym się wymijałem. Ale pomyślałem, że przecież mnie widzi więc zaraz się schowa i nie będzie wyprzedzał. Niestety, nie widział mnie!!!
Ocknąłem się w samochodzie cały zakrwawiony; zobaczyłem dymiący samochód, szybę popękaną, cały przód rozwalony i słyszałem krzyki: „Znów Tir zabił człowieka!”. Myślałem, że śnię, dlatego zamknąłem oczy i byłem przekonany, że jak się obudzę, to wszystko będzie inaczej. Niestety! Z wielkim trudem mogłem oddychać, od strony pasażera ktoś zdołał się dostać do mnie i krzyknął, że żyję. Po jakimś czasie przyjechała karetka pogotowia i strażacy, którzy- aby wyjąć mnie z auta - musieli rozciąć samochód, gdyż byłem zaklinowany. W czasie wyciągania mnie wyłem z bólu i na chwilę znów straciłem przytomność, odzyskałem ją w karetce. W drodze prosiłem lekarkę, aby zadzwoniła do mojej żony. Pytałem ją też, czy będę żył, nie odpowiadała mi jednoznacznie, mówiła, abym oddychał i się nie martwił. Odbite płuca połamane żebra (osiem, tj. sześć w mostku, a dwa z boku) sprawiały tak dotkliwy ból, że nie mogłem oddychać, znów straciłem przytomność.
Odzyskałem ją w szpitalu, jak podano mi kartkę, abym podpisał zgodę na operację. Z trudem zrobiłem parafkę. Powiedzieli mi też, co zostało w depozycie: pieniądze, telefon i spinka do krawatu. Od tej pory nic nie pamiętam.
Beata: Gdy zadzwonił telefon, nie przypuszczałam, że usłyszę tak straszną wiadomość. Nie podejrzewałam w tym dniu nic złego, spokojnie czekałam na powrót męża z trasy. Mój świat nagle rozsypał się na kawałki. Nigdy wcześniej nie pomyślałam, że to, co zbudowaliśmy może rozbić się tak łatwo, jak naczynie gliniane. Wypadek!!!! Kolega zaproponował, że zawiezie mnie do Wyszkowa. Po 10 godzinach długiej i nerwowej podróży dotarliśmy do szpitala, w którym leżał Janek. Lekarz zaprowadził mnie na OIOM, przeszłam obok mojego męża i nie poznałam go, był tak strasznie zmieniony, zobaczyłam go podłączonego do oddychającej za niego aparatury, napuchniętego i posiniaczonego. Mój mąż walczył o życie, a ja nie potrafiłam mu pomóc, w każdej chwili mogłam go stracić. Jedyną pomocą była modlitwa, dzwoniłam do wielu osób z prośbą o modlitwę za Janka, to był jedyny ratunek.
Janek: Przebudziłem się w nocy, była druga (zegar był naprzeciw mnie), byłem bardzo słaby, jednak zamieniłem kilka słów z pielęgniarką, wiem, że miała na imię Małgorzata; po chwili podeszła do mnie i coś mi zaaplikowała, po chwili straciłem oddech, a aparatura zaczęła pikać jednostajnie. Stanęło mi serce. Usłyszałem krzyk pielęgniarki: „Tracimy go!”. Słyszałem wiele krzyków nade mną. A ja w tym czasie odchodziłem na drugi świat. Po chwilowym przerażeniu z powodu braku powietrza i świadomości, że się duszę, przyszedł pokój i głęboka świadomość, że umieram, pożegnałem się z żoną w myślach , oddałem się Bogu i wtedy zobaczyłem wielką światłość, do której zacząłem się zbliżać. Nagle poczułem zimną rurę którą włożono mi do przełyku i powietrze pompowane mi do płuc. Równocześnie uruchomiono mi serce, cały tamten „świat” zniknął. Było to największe przeżycie z całego mojego wypadku. Cały czas słyszałem wiele głosów nade mną i ktoś nieustannie podnosił mi powiekę, ale ja nic nie widziałem……..!
Podczas gdy maszyna oddychała za mnie, ja nie mogłem ruszyć ani nogą ani ręką, niedotlenienie było już w całym organizmie. Przeszło mi przez myśl, że teraz żyję, uratowali mnie, ale będę roślinką, bo nie ruszam kończynami. Za jakiś czas - nie wiem ile to trwało - mogłem ruszyć palcem u ręki, a następnie u nogi. Jakże wielka ulga! Jest nadzieja! Za chwilę film mi się urwał. Obudziłem się następnego dnia na oddziale ortopedii w świeżo wyremontowanym pokoju, mogłem nareszcie zobaczyć żonę, którą przywiózł kolega. Długo nie mogłem powstrzymać łez, żona też. Byłem bardzo słaby i poobijany, całe ręce były sine, głowa opuchnięta, lewą nogę miałem na wyciągu, z trudem oddychałem. Ale cieszyłem się że żyję. Mój stan był ciężki, ale w miarę stabilny.
Żona i lekarze nie dawali mi oznak, że mój stan jest poważny. Wszyscy zapewniali, że wszystko będzie dobrze. Martwiłem się o żonę, co jakiś czas wychodziła na korytarz chyba sobie popłakać, ale przy mnie była dzielna i nie przejawiała żadnych oznak słabości. Cały czas ktoś dzwonił, przysyłał smsy, a Beatka przychodziła, mówiła, kto dzwoni i pozdrawia, a nade wszystko modli się za mnie, za nas. Łzy same spływały mi po twarzy.
Pamiętam, że te informacje dodawały mi siły i nie pozwalały źle myśleć. Byłem pewny, że Bóg nie pozwoli mi umrzeć. Pierwszą rzeczą, jaką przywieźli mi znajomi: Piotr i Agnieszka z Legionowa k. Warszawy, był aniołek i Pismo św.
Beatka powiedziała mi, że ludzie modlą się za mnie, czytając Pismo Św. Beatka również czytała przy moim łóżku Biblię, a konkretnie psalmy. Tylu ludzi dawało nam wyrazy jedności, że moje serce rosło w siłę.
Beata: Osoby ze wspólnoty Chemin Neuf, nasi przyjaciele, znajomi, a także osoby których nie znamy, podjęli inicjatywę nieustannej modlitwy o uratowanie Janka, czytając nieustannie, dniem i nocą Pismo Święte. Dzisiaj wiemy, że była lista i chętni zapisywali się u Ewy: kto kiedy, ile się modli w intencji Janka. Były rozsyłane przez Zbyszka maile z informacją o stanie Janka i prośbą o modlitwę, odprawiane były Msze święte w całej Polsce, a nawet i w Europie. W szpitalu odwiedził nas również klient Janka, z którym od jakiegoś czasu współpracował. Powiedział wtedy, że on właśnie jedzie na pielgrzymkę do Loreto i zamówi Mszę w intencji powrotu do zdrowia. Mój wujek Ks. Piotr – msza w Rzymie. W Stróży, gdzie mieszkamy, już dzień po wypadku w samo południe ksiądz odprawił mszę, na którą przyszło wiele bliskich nam osób. Do Boga skierowany został modlitewny szturm z wielu miejsc, nie miał więc innego wyjścia niż wysłuchać próśb swego ludu... Telefony z pytaniami o zdrowie Janka i zapewnieniem o modlitwie były dla mnie niezwykle istotne. Dodawały mi sił, nie czułam się osamotniona w moim bólu i cierpieniu. Musiałam być silna, silna za nas oboje. Pan Bóg zatroszczył się o moje noclegi, dwie noce spałam w motelu, a potem spałam u nieznanej mi wcześniej pani Halinki, która mieszkała tuż obok szpitala. Jak się o nas dowiedziała, do dziś nie wiem.
Janek: Cały czas miałem tlen przy łóżku, bo moje oddychanie było słabe. Zaczęli odwiedzać mnie goście, znajomi, rodzina, w sobotę przyjechali moi bracia, a Tadek został na tydzień, aby się mną opiekować.
On czuwał przy mnie w nocy (dostał specjalne pozwolenie od lekarza), żona w dzień. W sobotę i w niedzielę było naprawdę dużo gości, ale ja niewiele mogłem z nimi rozmawiać. Byłem bardzo słaby. Często musiałem mieć podawany tlen, nie mogłem nic pić ani jeść, jedynie mogli mi zwilżać usta wodą. Bardzo bolało mnie całe ciało. Nie mogłem się ruszać, z trudem też rozmawiałem. Mój stan tak jakby się pogarszał. Z soboty na niedzielę prawie całą noc nie spałem, z niedzieli na poniedziałek było jeszcze gorzej. Całą noc był przy mnie lekarz dyżurny, a ja wymiotowałem żółcią i krwią. W poniedziałek zebrał się zespół lekarzy i poinformowali moją żonę, że stan mój jest bardzo ciężki i chyba nie będzie dziś operacji.