Jezus przyciągnął mnie do siebie, gdy wyjechałem do Anglii. Równolegle, w Polsce, nawrócenie przeżyła moja żona
Nazywam się Tomek, w tym roku skończę 30 lat. Wychowałem się w rodzinie, gdzie religia zawsze zajmowała i zajmuje ważną pozycję. Pamiętam, jak jako dziecko zawsze byłem zabierany przez rodziców na niedzielną Mszę Św., potem jako młody chłopak również jej nie opuszczałem, jednak już jako mężczyzna stopniowo zacząłem oddalać się od Pana Boga. Oczywiście tego nie „widziałem”, utrzymywałem, że nawet jak opuszczę niedzielną Mszę św. czy codzienną modlitwę, to przecież to niczego nie zmieni. Teraz wiem, w jak ogromnym byłem błędzie! Życie bez Pana Boga sprawiło, że nie skończyłem rozpoczętych studiów, okłamywałem rodziców i z miesiąca na miesiąc byłem coraz mniej szczęśliwym człowiekiem.
W wieku 26 lat razem z dziewczyną (dziś już żoną) wyjechaliśmy razem do Anglii. Znaleźliśmy pracę, wszystko układało się dobrze. Wtedy po raz pierwszy od bardzo dawna poczułem potrzebę modlitwy. Zacząłem się modlić, jednak w dalszym ciągu nie chodziłem na Mszę św. Tłumaczyłem sobie to tym, że tu jest o to trudno, bo Eucharystia w moim mieście jest tylko po angielsku i to nie w każdą niedzielę, że trzeba dojeżdżać do sąsiedniego miasta. Jednak to, że rozpocząłem się modlić, to był pierwszy krok ku zbliżeniu się do Jezusa. Po 2 latach postanowiliśmy wrócić do Polski. Wzięliśmy ślub i wszystko wydawało się w jak najlepszym porządku, w każdą niedzielę chodziliśmy do kościoła, wydawało mi się, że to już jest to, co ma być. Teraz z perspektywy czasu wiem, że to było za mało, że modliłem się jak czegoś bardzo potrzebowałem, jak było dobrze o codziennej modlitwie często zapominałem.
Wiele rzeczy zaczęło układać się nie po naszej myśli. Ale Bóg nas nie zostawił, tak poukładał nasze losy, że teraz znów jestem w Anglii (żona ma do mnie dojechać w ciągu najbliższego miesiąca) i dopiero tu doświadczyłem prawdziwej miłości Boga, tego że cały czas się o mnie troszczy i chce tego, abyśmy zaprosili go do naszego życia, ale tak na 100%, nie tylko wtedy, jak się nam zachce. Usłyszałem w sercu wyraźne Jego słowa: „pozwól mi działać w Twoim życiu, a sprawię, że doznasz prawdziwego szczęścia i prawdziwej wolności”. Zacząłem od codziennej modlitwy (rano i wieczorem), nie opuszczałem Mszy św. Na pierwsze efekty nie musiałem długo czekać. Ktoś powie, że to zbieg okoliczności, bo pewne sprawy nagle zaczęły się rozwiązywać. Do tych modlitw w czasie Wielkiego Postu dołożyłem modlitwę na różańcu – uklęknąłem w domu i to był mój pierwszy różaniec od kilkunastu lat, pomimo, że w Polsce mieszkałem „2 kroki” od kościoła, to dopiero w Anglii, kraju, w którym, wydawałoby się, raczej od wiary się odchodzi, spotkałem i usłyszałem zaproszenie od Jezusa. I tu od razu znalazłem pracę. Teraz nie wyobrażam sobie życia bez codziennej modlitwy, bez Mszy świętej, bez myślenia o Jezusie, bez dzielenia się z Nim swoimi słabościami, bez wizyty przy figurce Matki Bożej i modlitwy na różańcu.
Rzeczy, o których piszę, wydarzyły się w tym roku, do prawdziwego życia z Bogiem potrzebuję jeszcze spowiedzi, ale takiej szczerej, bardzo szczerej. Trochę się boję, bo nazbierało się tego, ale wiem, że potrzebuję tego jak niczego innego w moim życiu, chcę umówić się w najbliższym czasie z polskim księdzem i poprosić o taką spowiedź. Już teraz czuję ogromne szczęście z możliwości modlitwy (codziennej, na różańcu, Koronki do Miłosierdzia Bożego) to co będzie po spowiedzi świętej? Pragnę tego jak niczego innego na świecie! Wszystko, co tu opisałem, dotyczy również mojej żony, która przeżyła dokładnie to samo, tyle że w Polsce. Zbieg okoliczności? Dla nas jest to oczywisty znak, że Jezus chce być obecny w naszym życiu, w każdym dniu, w każdej sekundzie. Teraz najważniejsze jest dla nas, aby w naszym małżeństwie w centrum był Jezus, bo tylko On daje prawdziwe szczęście i wolność.
Pozdrawiam
Tomek