Halina Bortnowska uważa, że katolików w mainstreamie jest mnóstwo. Pytam: dlaczego nie piszą w zgodzie z nauką Kościoła?
03.04.2013 14:59 GOSC.PL
Po głośnym wypchnięciu Szymona Hołowni z tygodnika „Wprost” za tekst, w którym opowiedział się przeciw refundacji In vitro, wielu zauważyło, że polskie media głównego nurtu nie tylko dystansują się od chrześcijaństwa, ale często otwarcie z nim walczą.
Nic w tym odkrywczego. Szczerze mówiąc dziwię się, że Szymon Hołownia dopiero teraz to zauważył. Zdecydowana większość redakcji w ogóle nie dopuszcza do publikacji tekstów pisanych z katolickiego punktu widzenia, a jeśli już to robi, to jedynie dla chrześcijaństwa w wersji soft. Są oczywiście wyjątki, ale to raczej wysepki na oceanie.
Innego zdania jest jednak Halina Bortnowska. Zdaniem publicystki to wielka przesada.
– Sama jestem katoliczką, a jeśli chodzi o swobodę wypowiadania się w mediach, nie natrafiam z tego powodu na żadne trudności – powiedziała Bortnowska w rozmowie z portalem „NaTemat.pl”.
Dziennikarka zaznaczyła, że katolików w mediach jest bardzo wielu (choćby Jan Turnau w „Wyborczej”), gdyż „osobę wierzącą definiuje chrzest i uczestnictwo w praktykach religijnych, a nie taki czy inny zestaw poglądów”.
Jakby nie patrzeć, z wypowiedzi Bortnowskiej możemy wyciągnąć prosty wniosek. Problemu nie ma, katolików w mediach od groma i w ogóle jest fajnie. Nie wiem przez jakie okulary patrzy dziennikarka, ale czas najwyższy wyczyścić szkła. I nie chodzi jedynie o okulary, przez które patrzy na media, ale i te, przez które widzi Kościół.
Rzecz w tym, że osoby wierzącej nie definiuje chrzest i praktyki religijne – osobę wierzącą definiuje wiara. A ta bez uczynków jest martwa. I nie chodzi tylko o spowiedź raz w roku i niedzielną Mszę Świętą. Wiara ma to do siebie, że przekłada się na życie. Całe. Nie tylko poprzez subiektywne „bycie dobrym”, ale przez dążenie do życia zgodnego z Ewangelią, nauczaniem Kościoła. Same praktyki religijne można spełniać z przyzwyczajenia. Z łaską chrztu można nie współpracować. Jesteśmy wolnymi ludźmi. Tylko czy wtedy jeszcze wierzącymi?
Jeśli katolików w mainstreamie jest tak wielu, to dlaczego tak rzadko widać tam opinie zgodne z doktryną Kościoła? Dlaczego katolik Jan Turnau wygaduje w rozmowie z „Wp.pl”, że ma nadzieję, iż nowy papież w końcu dopuści związki homoseksualne? Bortnowska odpowiada: bo nie wolno zawężać definicji „prawdziwego katolika” do swoich (czytaj: Hołowni lub Terlikowskiego) poglądów.
Jasne, że nie wolno. W ogóle nie można zawężać doktryny katolickiej do czyichkolwiek poglądów. Kościół to nie sejm, a katolicy to nie posłowie. Nie wygrywa większość. I – chociaż może to zabrzmi dla wielu skandalicznie – w moralności nie mamy działać demokratycznie. Mamy działać po Bożemu. Dążyć do realizacji tego, co Bóg nam objawił jako swoje prawo. Nie dlatego, że chce nam coś narzucić, ale dlatego, żebyśmy siebie nawzajem nie niszczyli. Dlatego, że On wie, co jest dla nas najlepsze. I to nie moje, Bortnowskiej, Hołowni czy papieża zdanie ma być obowiązujące. Ale zdanie Pana Jezusa. My możemy je odkrywać, ale zawsze w posłuszeństwie Kościołowi, jako całości. Nie jesteśmy kreatorami prawdy, ale jej sługami.
A dziennikarze, którzy spełniają wymogi Bortnowskiej – są ochrzczeni i praktykują – ale publikują poglądy sprzeczne z nauczaniem Kościoła, przypominają światopoglądowych schizofreników. Bo przecież w każdą niedzielę mówią: „wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół”.
Wojciech Teister