Prof. Nalaskowski bez wahania wydał werdykt: „himalaistom zabrakło solidarności”. Czy wie Pan co wydarzyło się na Broad Peak, że z taką łatwością feruje wyroki?
10.03.2013 20:54 GOSC.PL
Nie minął jeszcze tydzień od tragicznych wydarzeń na zboczach Broad Peak, gdzie podczas zejścia ze szczytu zginęło dwóch himalaistów, a już pojawiają się dziesiątki "eksperckich" komentarzy. Mamy nagły wysyp znawców himalaizmu, co drugi komentator "wie" jakie popełniono błędy. Przykro to czytać. Szczególnie jednak zdumiewa, kiedy tego rodzaju opinie wygłaszają ludzie z tytułami profesorskimi. A tak też się zdarza.
W tekście opublikowanym przez portal Fronda.pl profesor Aleksander Nalaskowski oskarża himalaistów o anulowanie zasad braterstwa i solidarności.
Nalaskowski pisze:
Nasi himalaiści w zejściu anulowali zasady solidarności i braterstwa. Dbali o własne przeżycie wiedząc, że tam kilometr, albo dwa za nimi ich przyjaciele walczą ze śmiercią, że z każdą chwilą tę walkę przegrywają. Zeszli do bezpieczniejszych obozów, gdzie się nimi zajęto i przywrócono do żywych. Ale w stosunku do pozostałych kolegów rozłożyli ręce.
Byłem zdziwiony czytając te przemyślenia, bo cenię liczne, dotychczasowe publikacje Profesora. Nie dlatego, że uważam, że nie ma racji. Nie wiem czy ma. Prywatne zdanie zachowam na razie dla siebie. Byłem zdumiony dlatego, że nie zgadzam się na publiczne obwinianie kogoś o czyjąś śmierć w sytuacji, kiedy nie wiadomo jeszcze prawie nic. Nie wiem jaka jest praktyka górska profesora. Z opublikowanego we "Frondzie" tekstu wnioskuję jednak, że niewielka. Sam zresztą przyznaje, że "nie zna meandrów himalaizmu". W związku z tym mam do Profesora kilka pytań:
Zarzuca Pan polskim wspinaczom, że "anulowali zasady solidarności i braterstwa" zostawiając kolegów na pewną śmierć. Na jakiej podstawie buduje Pan to oskarżenie w dniu dzisiejszym? Czy wie Pan coś ponad to, co przekazał kierownik wyprawy Krzysztof Wielicki? Skąd Pan wie co działo się tego tragicznego dnia na 8000 m.? Jakie ma Pan dowody na to, że Bielecki i Małek zostawili kolegów, dbając jedynie o własne przeżycie? Czy jest Pan pewien, że wspinacze nie podzielili się w czasie zejścia na dwa zespoły?
Z wiadomości przekazanych przez organizatorów wyprawy wiemy jedynie, że w czasie powrotu ze szczytu Tomasz Kowalski poinformował o poważnych problemach z oddychaniem. Nie znamy na razie przyczyn powolnego schodzenia Maćka Berbeki. Być może było tak, że to on, doświadczony ratownik TOPR, pozostał, żeby pomóc Kowalskiemu i odesłał pozostała dwójkę w dół? Berbeka jest wielkim autorytetem i jego ewentualna decyzja mogła być tam w górze wiążąca? Być może wolne tempo zejścia Berbeki nie wynikało z osłabienia, ale z przemyślanej decyzji. Heroicznej decyzji. W ostatnim udzielonym wywiadzie podkreślał, że najważniejszą dla niego sprawą w górach jest niesienie pomocy i biorąc udział w ekspedycji czuje się odpowiedzialny za młodszych wspinaczy. Wiemy też, że jeszcze nad ranem, kiedy Tomek Kowalski prawdopodobnie już nie żył, widziano schodzącego Berbekę. Dopiero później nagle zniknął. Świadczyłoby to o tym, że Zakopiańczyk był w na tyle dobrej kondycji, że przetrwał noc. To oczywiście hipoteza. Mogło być zupełnie inaczej, również tak jak pisze Profesor. Ale żadna z tych dwóch skrajnych hipotez nie ma dziś potwierdzenia, a jedna z nich jest publicznym oskarżeniem dwójki wspinaczy o przyczynienie się do czyjejś śmierci. Zachowałbym te przemyślenia dla siebie, gdyby nie ostry i nieuzasadniony atak Profesora na wspinaczy.
Czy mamy pewność, że pozostanie całej czwórki na noc poza obozem nie skończyłoby się tym, że mielibyśmy dziś czterech zmarłych zamiast dwóch. Nie wiem. W nie byłem nigdy w górach tak wysokich. Więc wydaje mi się, że warto trochę poczekać. Aż będziemy mieli więcej materiałów na temat ataku szczytowego. Tym bardziej, że zwykle takie wypadki są poddawane analizie ekspertów. Takich, którzy Karakorum i Himalaje znają z doświadczenia.
Dość łatwo przyszło Panu oskarżyć konkretnych ludzi i cały himalaizm o lekkie podejście do wartości ludzkiego życia. Nie zaczekał Pan nawet na powrót wyprawy i złożenie bardziej obszernych wyjaśnień przez pozostałych uczestników ekspedycji. Rozumie, że tragedia na Broad Peak poruszyła nas wszystkich i pewnie z tego wynika ta szybka reakcja. Być może Pańskie wnioski są zgodne z prawdą. Ale czy akurat teraz jest najlepszy moment na oskarżenia? Może zamiast ferować wyroki, warto trochę poczekać, dać trochę spokoju tym, którzy ten dramat przeżywają osobiście - rodzinom i przyjaciołom zmarłych. Na wyjaśnienia i wnioski przyjdzie czas. Przede wszystkim potrzeba do tego znajomości większej liczby faktów. Tymczasem można zaobserwować medialną burzę, w której z dogmatyczną niemal pewnością, komentatorzy wyrokują kto jest winny tragedii na podstawie krótkich i niekompletnych informacji. Nie zapominajmy, że Broad Peak to nie jest kolejna, medialna sensacyjka. To dramat konkretnych ludzi. Tajemnica śmierci. Pokornie to uszanujmy. Na oceny przyjdzie czas. I to już niebawem.
Przeczytaj też:
Wojciech Teister