Zmarłego prezydenta Wenezueli Hugo Cháveza często porównywano z kubańskim dyktatorem Fidelem Castro. Byli przyjaciółmi. Więcej ich jednak różniło niż łączyło.
07.03.2013 11:42 GOSC.PL
Proszę zwrócić uwagę na pewien paradoks. Fidel Castro nie był zawodowym wojskowym, ale przez cały, bardzo długi okres rządów pokazywał się publicznie prawie wyłącznie w mundurze. To był jasny przekaz dla Kubańczyków: rewolucja, dzięki której doszedłem do władzy, trwa. Jeśli ktoś mi się sprzeciwi, biada mu, bo podczas rewolucji prawa człowieka są zawieszone. Mimo więc, że w moich przemówieniach ciągle wspominam o sprawiedliwości społecznej, nikt nie może liczyć nawet na odrobinę litości.
Hugo Chávez postępował odwrotnie. Był zawodowym wojskowym, ale pokazywał się prawie zawsze w stroju cywilnym. Pozował na dobrego, łagodnego ojca ludu, który wprawdzie trochę nagina konstytucję, ale wyłącznie dla dobra poddanych. Uwielbiał działania „pod publiczkę”. W telewizji wenezuelskiej przez cały, czternastoletni okres rządów prowadził nawet w każdą niedzielę kilkugodzinny talkshow pt. „Aló Presidente”, w którym odpowiadał telefonicznie na pytania telewidzów, opowiadał o swoich politycznych planach, krytykował Stany Zjednoczone i rugał swoich własnych ministrów, jeśli telewidzowie skarżyli się na nich.
Iberoameryka ma bogate tradycje rządów dyktatorskich. Wykształciły się dwa główne typy sprawowania niedemokratycznej władzy. Pierwszy to dyktatura oparta na gołej przemocy i strachu poddanych. Takie dyktatury dominowały na kontynencie do lat 80. XX wieku. Fidel i Raúl Castro są ostatnimi reliktami tego modelu. Drugi typ to dyktator populista, który zabiega o miłość poddanych. W rzeczywistości trzyma władzę mocną ręką, ale przez spektakularne działania populistyczne, zyskuje poklask znacznej części społeczeństwa, przede wszystkim ludzi ubogich i niewykształconych, a oni w każdym państwie Iberoameryki stanowią większość. Wenezuela pod rządami Cháveza upaństwowiła wydobycie swoich ogromnych zasobów ropy naftowej, a płynące stąd zyski przeznaczała na spektakularne akcje: rozdawnictwo podstawowych dóbr dla najuboższych, bezpłatne badania lekarskie, sztuczne zaniżanie cen, stypendia i dopłaty… Oczywiście taka polityka jest skuteczna, dopóki kurek z ropą naftową nie wyschnie. Tak czy inaczej, Wenezuela traci szanse na rozwój, przejadając wszystkie zarobione dzięki ropie naftowej pieniądze.
Pierwszym takim dyktatorem populistą był rządzący pół wieku temu prezydent Argentyny Juan Perón. Naturę jego rządów celnie przedstawiono w popularnym musicalu „Evita” (tytułowa Evita to Eva Duarte, małżonka Perona). Właśnie do niego, a nie do Fidela Castro, był podobny zmarły prezydent Wenezueli. I – w odróżnieniu od przywódcy Kuby – nie był ostatnim reliktem tego „gatunku” dyktatora. Identycznie działają chociażby prezydenci Boliwii – Evo Morales i Ekwadoru – Rafael Correa.
Leszek Śliwa