Czereśnie

Głośniki ryknęły: „Stop. Śmierci już nie ma”. Dokładnie 10 lat temu zmarł Janusz Kotarba.

Ciechanów? Płońsk? Tamte rejony. Pędziliśmy z Januszem na jakiś koncert. Był czerwiec 2002 roku. Zielone pola Mazowsza zlewały się w jedną niewyraźną smugę. Za zakrętem zauważyliśmy siedzącą babuleńkę. Sprzedawała maliny i czereśnie. Stanęliśmy, kupiliśmy owoce, a po chwili „palce mieliśmy na oślep skrwawione ich sokiem”. Słuchaliśmy nowej płyty Triquetry. Pamiętam, że gdy zanurzałem rękę w papierowej torebce, głośniki samochodowego radia ryknęły: „STOP. Śmierci już nie ma”. Będziemy żyli wiecznie: najważniejszy telegram świata.

Rok później Janusz zmarł. Niezwykle dynamiczny facet który mknął swoim górskim rowerem po Gorcu i Lubaniu, mistrz Krakowa w grę w „zośkę”, nauczyciel matematyki, twórca festiwalu Gorcstok, wydawca Arki Noego, Magdy Anioł, redaktor naczelny RUaH, człowiek renesansu zachorował na raka. Grunt usunął się nam spod nóg.

Augustyn Pelanowski, który odwiedził umierającego Janusza powiedział, że odtąd odprawiając Mszę nie widzi już białego obrusa na ołtarzu. Widzi prześcieradło na szpitalnym łóżku… Nie potrafi już w czasie Mszy patrzeć na zegarek…

– Ja dopiero po śmierci Janusza zrozumiałam eucharystię, przemianę wina w krew, chleba w ciało… – opowiada Gosia Kotarba – Ojciec Augustyn powiedział, że Janusz leżał na łóżku jak baranek na ołtarzu. Bezradny, pogodzony. On nie widział już Janusza, widział samego Jezusa. Mam bardzo mocne doświadczenie, że śmierć Janusza nas wszystkich uświęciła…

Gdy zamykam oczy, widzę Janusza jedzącego soczyste czereśnie. Widzę słońce odbijające się w lusterku samochodu, pachnący las, słyszę refren piosenki: „Stop. Śmierci już nie ma”. Na drodze do Ciechanowa doświadczyłem przedsmaku wieczności.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Marcin Jakimowicz