Rozpiętość dochodów pomiędzy bogatymi a biednymi Chińczykami zmniejszyła się w ostatnim roku, ale wciąż jest "stosunkowo duża" - ocenił w piątek szef chińskiego Narodowego Urzędu Statystycznego (NUS), publikując wskaźnik nierówności społecznych w kraju.
Indeks Giniego, opisujący nierówności w podziale dochodów w społeczeństwie, spadł w Chinach w ostatnim roku do 0,474. Rok wcześniej wynosił 0,477, a wartość szczytową 0,491 osiągnął w roku 2008 - poinformował prezes urzędu Ma Jiantang na konferencji prasowej poświęconej sytuacji gospodarczej kraju w ubiegłym roku.
Współczynnik Giniego może przyjmować wartości od 0 do 1, chociaż często wyraża się go w procentach. Im jest wyższy, tym większe nierówności społeczne oznacza. Według specjalistów, jeżeli wskaźnik przekracza 0,4, należy go uznać za alarmujący. Dla porównania, według danych Banku Światowego w Polsce w 2009 roku wyniósł on 0,341.
Chiny ujawniły oficjalny wskaźnik nierówności społecznych po raz pierwszy od 2005 roku. Władze zasłaniały się w tym czasie trudnościami obliczeniowymi wynikającymi z zaniżania dochodów przez zamożnych.
"Współczynnik Giniego pomiędzy 0,47 a 0,49 ukazuje, że nierówność w dystrybucji dochodu jest stosunkowo duża" - powiedział Ma, komentując dane.
"Powinniśmy lepiej kroić tort. Skoro budujemy nasze zamożne społeczeństwo, powinniśmy nie tylko podwoić przeciętne zarobki i PKB, ale również lepiej dystrybuować bogactwo i dać obywatelom o dochodach średnich i niskich większy kawałek tortu" - ocenił prezes NUS, nawiązując do ubiegłorocznych deklaracji najwyższych władz, zgodnie z którymi do 2020 roku Chiny mają stać się "umiarkowanie zamożnym społeczeństwem we wszystkich jego aspektach".
W niedawnym badaniu analitycy z Południowo-Zachodniego Uniwersytetu Finansów i Ekonomii w Chengdu ustalili wskaźnik nierówności społecznych w Chinach na poziomie dużo wyższym od oficjalnych kalkulacji NUS. Według ich obliczeń w roku 2010 wyniósł on 0,61.
Sytuację w Chinach komplikuje olbrzymia dysproporcja zarobków i standardu życia pomiędzy miastem a wsią. Według szefa NUS dochody mieszkańców miast były w ubiegłym roku średnio trzykrotnie wyższe od dochodów osób mieszkających na terenach wiejskich, a pracownicy zatrudnieni w najbardziej dochodowych branżach zarabiali przeciętnie cztery razy więcej od tych, którzy pracowali w sektorach najniżej opłacanych.
W ChRL, która oficjalnie jest krajem komunistycznym, przepaść pomiędzy bogatym miastem a biedną wsią rośnie drastycznie od początku lat 90. A w miastach słabiej zarabiającym mieszkańcom nie przyniósł korzyści gwałtowny wzrost w sektorze nieruchomości, który z wielu innych uczynił bogaczy.
Według zestawienia magazynu "Hurun Report" w Chinach mieszka 2,7 miliona milionerów i 251 miliarderów, licząc w dolarach amerykańskich, tymczasem - jak wynika z danych ONZ - 13 procent Chińczyków żyje za mniej niż 1,25 dolara dziennie. Średnie zarobki w chińskich miastach wynoszą zaledwie 21,8 tys. juanów rocznie (ok. 11 tys. zł).
Problem nierówności społecznych łączy się w tym kraju z kwestią wszechobecnej korupcji urzędników państwowych, która dodatkowo frustruje społeczeństwo. Nawet stosunkowo zamożnych Chińczyków irytują apartamenty, luksusowe samochody i inne zbytki, jakimi otaczają się partyjni przywódcy i ich krewni.
Nowo wybrany przywódca rządzącej Komunistycznej Partii Chin, Xi Jinping, który prawdopodobnie obejmie w marcu funkcję prezydenta kraju, stara się zdobyć uznanie rozczarowanych korupcją obywateli, otwarcie odnosząc się do tego problemu i deklarując zwiększenie wysiłków na rzecz jego rozwiązania. Zdaniem wielu ekspertów korupcji nie da się jednak wyeliminować bez głębokiej reformy systemu politycznego, a na taką nie można w najbliższym czasie liczyć, gdyż nie ma co do niej zgody w najwyższym kierownictwie partii.