"To był bardzo ciężki dzień, niefajny" - ocenili Adam Małysz i Rafał Marton ósmy etap 35. Rajdu Dakar, którego trasa, pełna przygód jak w surwiwalu, prowadziła z Salty do San Miguel de Tucuman w Argentynie. "Zakopaliśmy samochód" - poinformował Orzeł z Wisły.
Odcinek specjalny został skrócony z 471 do 183 kilometrów z powodu ulewnych deszczów, jakie padają od kilku dni w tym regionie. Powodem była m.in. wezbrana rzeka, uniemożliwiająca przejazd. Zespół sędziowski ma ustalić wyniki, które w niedzielę (dzień przerwy w Tucuman) do południa czasu polskiego nie zostały jeszcze opublikowane.
"Wystartowaliśmy i dotarliśmy do rzeki. Poszliśmy w lewo i... zakopaliśmy samochód. Wygrzebywaliśmy go metr po metrze. Trwało to pół godziny. Fala błota przykryła niemal całe inne auto. Przejechaliśmy tamtędy na styk" - wspomniał mistrz olimpijski w skokach narciarskich.
Małysz i Marton kierowali się trasą wzdłuż rzeki. Po drodze spotkali zawodników, którzy powiedzieli im, że dalej nie ma przejazdu. Potem przyszła informacja, że dalsza część odcinka specjalnego została odwołana.
"Argentyńczyk poradził nam, żebyśmy za nim pojechali do asfaltu. Miały być cztery kilometry, a było ze trzydzieści po jakichś wertepach. Musieliśmy go wyciągać, bo zepsuł mu się silnik, wzięliśmy go na hol. Cały czas góra - dół, gorzej, niż na oesie. W końcu dotarliśmy i mieliśmy przed sobą jeszcze 300 kilometrów dojazdówki na biwak. To był bardzo ciężki dzień, niefajny" - przekazał z Tucuman "Orzeł z Wisły".
Niedziela jest dniem przerwy w rywalizacji, ale dla obsługi bardzo pracowitym. "Mechanicy będą wymieniać najważniejsze rzeczy w pojeździe, żeby nie zawiodły na następnych etapach. Jak dotąd Toyota spisuje się perfekcyjnie i nie mieliśmy żadnych problemów technicznych" - zaznaczył Małysz, który w klasyfikacji generalnej samochodów zajmował 17. miejsce po siedmiu etapach.
W poniedziałek dziewiąty etap rajdu z metą w Cordobie. Planowane dystanse: 852 km (OS 593 km) dla motocykli, quadów i samochodów oraz 699 km (OS 293 km) dla ciężarówek.