Sejm nie chce zmuszać firm do stosowania kwot płciowych w ich władzach. Feministkom to się nie podoba.
04.01.2013 15:21 GOSC.PL
„- w Polsce nigdy nie było kobiety prezydenta, kandydatki były tylko dwie (Hanna Gronkiewicz-Waltz i Henryka Bochniarz);
- tylko raz kobieta była premierem (Hanna Suchocka);
- w Sejmie kobiety stanowią 25 proc. (i to dzięki ustawie kwotowej);
- na 107 prezydentów dużych miast tylko 7 to kobiety;
- 6 na 100 prezesów polskich firm to kobiety;
- ledwie 12 proc. członków zarządów spółek giełdowych to panie;
- w 24-osobowym prezydium PAN zasiada tylko jedna kobieta (prof. Mirosława Marody).” – napisała w „Gazecie Wyborczej” Agnieszka Kublik w tekście, którym po raz kolejny udowodniła, że kompletnie zatraciła umiejętność oddzielenia informacji od komentarza w tekście dziennikarskim. Jej zdaniem z tych faktów wynika, iż „ani Polska, ani inne europejskie kraje, z nierównymi szansami kobiet sobie nie radzą”. Dlatego też należy przyjąć rozwiązania prawne, które zmuszą spółki do zatrudniania odpowiedniej liczby kobiet w swoich władzach.
Kublik pomstuje na sejm, który odrzucił znakomitą większością głosów stosowną dyrektywę unijną i dziwi się, że także większość kobiet – ze wszystkich klubów, prócz Sojuszu Lewicy Demokratycznej i Ruchu Palikota – sprzeciwiła się swojemu klasowemu interesowi i nie zmusiła wyzyskiwaczy do podzielenia się władzą w firmach. Publicystka „Wyborczej” sama przyznaje, że kobiety w Polsce nie tylko nie zostają prezydentami, ale także rzadko w ogóle się o to ubiegają. Przykład Norwegii, w której kobiety mają zagwarantowane 40 proc. miejsc w radach nadzorczych części spółek akcyjnych pokazuje, że kobiety nie garną się zbytnio także do zasiadania w tego typu ciałach – rychło wykrystalizowała się grupa „złotych spódniczek”, czyli kobiet, które zawodowo zasiadają w kilku, kilkunastu, a nawet dwudziestu paru radach nadzorczych. Po prostu ktoś musi, bo inaczej będzie grzywna. A chętnych jakoś mało.
Feministkom tak naprawdę nie chodzi o to, by kobiety miały równe szanse obejmowania intratnych stanowisk, ale żeby wpoić płci pięknej poczucie konieczności starania się o nie – a tej brzydkiej wyrzuty sumienia z powodu otaczania się zbyt dużą ilością osób w garniturach miast w garsonkach.
Jeśli powodem, dla którego udziałowcy spółek wolą powierzać władzę w firmach mężczyznom, zamiast kobietom, są stereotypy, z czasem się to zmieni. Jeśli Agnieszka Kublik ma rację, że udział kobiet w pracach zarządów i rad nadzorczych ma pozytywny wpływ na ich funkcjonowanie, dla własnego dobra będą urozmaicać płciowo ich składy.
Stefan Sękowski