Minister nauki Barbara Kudrycka mówi, że nie należy z krzyżem walczyć, a jednocześnie solidaryzuje się z rektorem bydgoskiej uczelni, który z krzyżem walczy.
05.12.2012 15:28 GOSC.PL
Ale to niejedyna nielogiczność stanowiska pani minister. Twierdzi bowiem, że uczelnie „świeckie” powinny być „otwarte na wszystkie religijne wyznania”, a jednocześnie popiera zamykanie się na te wyznania, z którymi identyfikuje się przytłaczająca większość studentów (przeczytaj informację Minister nauki o krzyżu na uczelni). Bo zdjęcie krzyża nie jest żadnym wprowadzeniem stanu neutralności przekonań, lecz agresywnym wymuszeniem dominacji mniejszościowych przekonań rektora. Dla niego krzyż nie stanowi najwyraźniej żadnej wartości lub wartość nie większą od czegokolwiek innego – i to jest jego religia. Wolno mu ją wyznawać, ale nie powinien jej narzucać innym.
Nie ma żadnego powodu, żeby „neutralność światopoglądową” uważać za coś lepszego od jakiegokolwiek innego przekonania. Ściana, z której zdjęto krzyż, nie oznacza dystansu do wszelkich przekonań. Ona jest deklaracją, kto tu naprawdę rządzi. Gdy krzyża nie było, rządzili komuniści. I rzecz charakterystyczna: nigdy dotąd w polskiej historii nie było tak, żeby ci, co ściągali krzyże, dobrze się w niej zapisali. Krzyże znikały z budynków publicznych wraz z wolnością i razem z nią wracały.
„Uniwersytet Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy”. To brzmi dumnie. Zwłaszcza, że patron uniwersytetu założył pierwszą polską uczelnię.
„Niechże więc tam będzie nauk przemożnych perła, aby wydawała męże dojrzałością rady znakomite, ozdobą cnót świetne i w różnych umiejętnościach biegłe, niechaj otworzy się orzeźwiające źródło, a z jego pełności niech czerpią wszyscy naukami napoić się pragnący” – napisano w akcie erekcyjnym w roku Pańskim (tak, tak) 1364.
Prawdziwa universitas – czyż nie? A krzyż tam mieli, i to niejeden. I jakoś to ani nauce, ani Polsce nie zaszkodziło. Dziw nad dziwy.
Franciszek Kucharczak