Polską zakonnicą można za granicą poniewierać, bo nie jest gejem.
04.12.2012 13:00 GOSC.PL
Spodziewałem się, że tak będzie. Informacja o polskiej zakonnicy, wyproszonej ze szwajcarskiej szkoły z powodu habitu, nie spotkała się z oburzeniem „wiodących mediów”. Ba – nie poświęciły temu wydarzeniu nawet wzmianki. Bo i co takiego się stało? Szwajcarzy pogonili katoli – no i git. Dzielne chłopaki, o to chodziło. Oczywiście cieszyć się z tego oficjalnie nie można, zwłaszcza że to jednak Polka i jednak kobieta, no i jednak zaproszona. Ale przemilczeć, owszem, można.
Jasne, że nie ma obowiązku informowania o czymkolwiek. Wyobraźmy sobie jednak, co by było, gdyby coś podobnego spotkało zdeklarowanego „geja”. Oooo, to by była awantura! To by była histeria, rwanie szat, noty dyplomatyczne! Robert Biedroń przerwałby urlop i w trybie pilnym przyjechałby na miejsce zdarzenia, a Parlament Europejski uchwaliłby kolejną rezolucję przeciw homofobii.
Ale to fikcja – to się nie wydarzy. Żyjemy przecież w świecie ludzi wolnych, a nawet frywolnych, i dlatego do szwajcarskiej szkoły wpuszczą gości w stroju kominiarza, faraona, klauna, smoka lub innego łosia, tylko w habicie nie wpuszczą. Bo człowiek może deklarować wszystko, tylko nie to, w co wierzy – o ile to wiara w Boga. Bo we wszystko inne wierzyć sobie może. Gdyby wszedł tam jakiś Nergal, cały w czaszkach, obwieszony odwróconymi krzyżami, nie byłoby mu nic. Gdyby tam piosenkarka Madonna wjechała „ukrzyżowana” jak na koncercie, jeszcze by ją po rękach całowali.
Skandal w Szwajcarii powinien był mieć jakiś odzew choćby dlatego, że wymierzono policzek obywatelce naszego kraju, która zjawiła się tam służbowo, zaproszona przez instytucję publiczną. I nie zrobiła niczego, co mogłoby kogokolwiek urazić. Zawiniła tylko tym, że jej strój (absolutnie przyzwoity przecież) oznacza miłość do wiecznej Miłości.
Ale cóż, w naszych władzach wzbierają uczucia patriotyczne tylko wtedy, gdy o. Rydzyk skrytykuje je w Brukseli.
Informacja o skandalu w Szwajcarii TUTAJ
Franciszek Kucharczak