Dwie godziny i kwadrans trwała pierwsza rozprawa w procesie byłego papieskiego kamerdynera Paolo Gabriele, oskarżonego o kradzież tajnych dokumentów i listów. Następna rozprawa odbędzie się we wtorek, a proces może zakończyć się nawet w ciągu tygodnia.
Po rozpoczęciu rozprawy w sobotę rano i wszystkich początkowych procedurach skład sędziowski udał się na trwającą ponad godzinę naradę, po której wyznaczył następne posiedzenie na 2 października. Wtedy zeznania złoży sam Paolo Gabriele i być może pierwsi świadkowie.
Sąd wyznaczył 13 świadków. Sędziowie postanowili, że zeznania mają złożyć między innymi: osobisty papieski sekretarz ksiądz Georg Gaenswein, trzy kobiety pracujące w apartamencie Benedykta XVI i sześciu watykańskich żandarmów. Następnych świadków może powołać jeszcze obrona i oskarżenie.
Ponadto wiadomo już, że do akt procesu nie zostanie włączony raport powołanej w kwietniu przez Benedykta XVI komisji kardynałów, która prowadziła osobne dochodzenie, by wyjaśnić okoliczności i winnych masowej kradzieży tajnych dokumentów i poufnej korespondencji z Watykanu. Sąd oddalając wniosek obrończyni Gabriele o ich włącznie wyjaśnił, że komisja ta została powołana na mocy prawa kanonicznego, a zatem jej praca nie ma związku z tym postępowaniem karnym.
Zdecydowano też, że oskarżony razem z Gabriele o pomaganie mu informatyk z Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej Claudio Sciarpelletti będzie sądzony w osobnym procesie. Sąd tym samym przychylił się do wniosku jego obrony. Informatyk, który był nieobecny na rozprawie, przez adwokata ogłosił, że jest niewinny. Jego nieobecność obrońca wytłumaczył zdenerwowaniem i napięciem.
Na pierwszej rozprawie, z której krótkie nagranie dotarło do włoskich mediów za pośrednictwem rejestrującego ją Watykańskiego Ośrodka Telewizyjnego, widać, że majordomus siedział niemal niewzruszony na ławie oskarżonych. Nie okazywał żadnych emocji; był spokojny, choć lekko spięty - poinformowali obserwatorzy rozprawy.
W małej sali watykańskiego trybunału było około 30 osób.
Przewodniczący składu sędziowskiego, prezes watykańskiego trybunału Giuseppe Dalla Torre powiedział po rozprawie, że proces może trwać krótko. Jego zdaniem być może odbędą się jeszcze tylko cztery rozprawy, a cała sprawa mogłaby się zakończyć na początku października.
Wyjątkowość tego procesu polega przede wszystkim na tym, że po raz pierwszy sądzona jest osoba z tak bliskiego otoczenia papieża - pomocnik z jego prywatnego apartamentu, który spędzał z nim każdy dzień od rana do wieczora i cieszył się zaufaniem Benedykta XVI.
Gabriele, zatrzymany 23 maja przez watykańską żandarmerię, po dwóch miesiącach spędzonych w celi przebywa od końca lipca w areszcie domowym w swoim watykańskim mieszkaniu, będącym pod stałą obserwacją żandarmerii. Stamtąd został doprowadzony na rozprawę w pobliskim gmachu trybunału.
Rozpoczęty w sobotę proces to sądowy finał skandalu znanego pod nazwą Vatileaks, czyli masowego wycieku listów hierarchów kościelnych do Benedykta XVI i tajnych not watykańskiej dyplomacji, które zostały opublikowane następnie w książce Gianluigiego Nuzziego „Jego Świątobliwość”. Włoski dziennikarz przyznał, że materiały te otrzymał od majordomusa, którego przedstawił w książce jako anonimowe „źródło Maria”.
Kamerdyner tłumaczył zaś wcześniej, że chciał, poprzez upublicznienie poufnej korespondencji, ujawnić skandale i korupcję za Spiżową Bramą i pomóc papieżowi, który - jak argumentował - nie był o tym poinformowany. W lipcu ogłoszono, że Paolo Gabriele poprosił Benedykta XVI o przebaczenie.
Watykański wymiar sprawiedliwości przyznał, że nie ma prawnych możliwości ścigania włoskiego dziennikarza - autora książki - gdyż nie jest on obywatelem ani pracownikiem Watykanu. W chwili rozpoczęcia procesu Gianluigi Nuzzi, którego książkę sprzedano w ponad 250 tys. egzemplarzy, wyraził w internecie solidarność z Paolo Gabriele, wyrażając podziw dla jego odwagi. "Nie zostawimy go samego" - napisał Nuzzi.
Gabriele grozi do czterech lat więzienia, a informatykowi - rok.
W składzie sędziowskim są: Giuseppe Dalla Torre oraz sędziowie Paolo Papanti-Pelletier i Venerando Marano. Oskarżycielem jest watykański promotor sprawiedliwości Nicola Picardi.
Postępowanie prowadzone jest na podstawie tzw. Kodeksu Zanardellego z 1913 roku, który już od dawna nie jest stosowany we Włoszech.
Proces, budzący zainteresowanie mediów z całego świata, toczy się przy zastosowaniu nadzwyczajnych środków. Rozprawę obserwowało ośmiu dziennikarzy agencji prasowych i dzienników, ale bez kamer i aparatów fotograficznych. Był jedynie operator telewizji watykańskiej. Zgodnie z otrzymanymi wskazówkami przedstawiciele mediów mogą informować o przebiegu rozprawy dopiero po jej zakończeniu.
W trakcie procesu wyszło na jaw, że w mieszkaniu majordomusa żandarmeria znalazła łącznie 82 małe kartony i teczki z różnego rodzaju dokumentami, ściągniętymi również z internetu. Watykański rzecznik ksiądz Federico Lombardi wyjaśnił potem dziennikarzom, że wśród tych materiałów były także inne dokumenty, nie tylko te ukradzione papieżowi.
Do tej pory watykański trybunał, powołany na mocy Traktatów Laterańskich z 11 lutego 1929 roku, zajmował się głównie drobnymi wykroczeniami, takimi jak np. okradanie turystów w Watykanie przez kieszonkowców.