Rodziny ofiar bronią się przed zarzutami

Jest 27 września 2012 r. Trwa debata sejmowa dotycząca błędów popełnionych przez polskie władze tuż po katastrofie smoleńskiej. Na mównicę sejmową wchodzi Prokurator Generalny Andrzej Seremet. Podczas swojego wystąpienia mówi:

„Przyczyną pierwotnej nieprawidłowej identyfikacji wspomnianych dwóch ciał ofiar katastrofy było nietrafne ich rozpoznanie przez członków rodzin.”

Sprawa dotyczy ciał Anny Walentynowicz i Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej. Przeprowadzone we wrześniu tego roku ekshumacje potwierdziły, że jeszcze w Moskwie w 2010 r. ich ciała zostały zamienione. Dla rodzin obu kobiet oznacza to powtórne pogrzeby i powrót do traumy tamtych dni. Dla rządzących konieczność wyjaśnień. Dla wszystkich: nowe pytania o to, co tak naprawdę stało się w Rosji 10 kwietnia 2010 r. i w kolejnych dniach.

Po debacie sejmowej, w której prócz Seremeta wystąpili m.in. premier Tusk i minister Gowin, we wszystkich mediach pojawiają się głosy oburzonych rodzin ofiar. Wśród nich głos Antoniego Wolańskiego, kuzyna Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej, który brał udział w identyfikacji w Moskwie. W rozmowie z portalem „wpolityce.pl” nie kryje żalu i zażenowania.

Do Moskwy przylecieli we trójkę. Wraz z Agnieszką Surmacką i jej bratem, Jerzym Wojtczakiem. Wszyscy z rodziny Teresy. Gdy pokazano im pierwsze ciało, nie mieli żadnych wątpliwości, że stoją nad zwłokami Anny Walentynowicz. Później pokazano im jeszcze dwa ciała. Nie wiedzieli, kto to był. Po sześciu godzinach przywieziono kolejne ciało. Bez twarzy. Zgadzały się jednak włosy i inne charakterystyczne cechy. Wolański poprosił, by odsłonięto stopy, bo Teresa miała haluksy. I to też się zgadzało. Powiedzieli prokuratorom, że na 99% jest to ciało ich krewnej. Zapisano to w protokole. W miejsce, w którym zwłoki wkładano do trumien, już ich nie zabrano.

Później, przy okazji wykonywania czynności urzędowych, do Wolańskiego podeszła rosyjska prokurator i powiedziała, że chce zwrócić obrączkę. Wtedy jednak okazało się, że jest to obrączka Anny Walentynowicz. Zauważył to obecny przy wydarzeniu syn legendy „Solidarności”. Wszyscy wpadli w konsternację. Rozpoczęła się seria telefonów do Polski. Po pewnym czasie potwierdzono, że obrączka należała do Anny Walentynowicz.

- Muszę jeszcze raz podkreślić – mówi Wolański – że ta obrączka nie była elementem identyfikującym Teresę czy panią Anię. Był to przedmiot, nic ponadto. Nie był przywiązany na sznurku przy ciele. Po prostu nam go okazano. Nie mógł być podstawą ewentualnego wycofania się z naszych rozpoznań. Jeżeli teraz słyszę, że rodziny się pomyliły, to nie wiem, o które rodziny Prokuratorowi Generalnemu chodzi. Na pewno nie pomylił się pan Walentynowicz ani my, którzy rozpoznaliśmy zarówno naszą bliską, jak i panią Annę. Chcę absolutnie oświadczyć, że myśmy się nie pomylili. Nie mam jakichś wielkich pretensji do kogokolwiek, ale nie chciałbym, aby mówiono, że to rodziny popełniły błąd.

Krewni Walewskiej-Przyjałkowskiej do hotelu wrócili przed północą. Ministrowie Kopacz i Arabski zarządzili jeszcze wieczorną odprawę dla rodzin, na której poruszano kwestie proceduralne. Po  jej zakończeniu cała trójka poprosiła ówczesną Minister Zdrowia o wykonanie dodatkowych badań genetycznych, tak na wszelki wypadek. Przed wylotem, w Warszawie powiedziano im, że takie badania są skomplikowane i trwają około pięciu dni. Gdy rano zapytali Ewę Kopacz, czy badanie się odbędzie, usłyszeli, że wszystko jest w porządku, badanie zostało już przeprowadzone.

Bliscy ofiar nie wiedzą, czym były spowodowane takie działania. Czy była to celowa dezinformacja? Wydaje się, że nie. Wszystko wskazuje na brak kompetencji i fatalną w skutkach niedbałość. Najtrudniejsze dla rodzin jest jednak obciążanie ich winą za pomyłki. Jolanta Jentys, krewna Teresy mówi:

- Jesteśmy w stanie przebaczyć i może nawet jakoś zrozumieć pomyłkę. Skoro musimy, to przeżyjemy drugi pogrzeb, wszystkie te trudne emocje, które teraz wracają, ale obciążanie za to rodzin uważam za skandal – kolejny w tej sprawie. To jest nie do przyjęcia. Jesteśmy oburzeni.

Dla rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej koszmar sprzed dwóch lat powraca na nowo. Są bezsilni wobec zaniedbań prokuratorów czy polityków i muszą  znosić fałszywe oskarżenia ze strony władzy, która za wszelką cenę chcę w jakiś sposób przykryć swoje błędy. Do dramatu, który wydarzył się w ich życiu w 2010 roku pod smoleńskim niebem, dochodzi dramat bezsilności i braku wsparcia we własnym państwie. Państwie, które nie zdało egzaminu w obliczu tragedii.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wojciech Teister/wpolityce.pl