Budowa ropociągu Northern Gateway ma w Kanadzie coraz więcej przeciwników. Po ekologach, Indianach, i rządzie Kolumbii Brytyjskiej, decyzje podejmują Kościoły.
Anglikańscy biskupi Kolumbii Brytyjskiej i Jukonu zakwestionowali wiarygodność oceny ekologicznej wartego 6 mld dolarów kanadyjskich projektu budowy ropociągu z Alberty do Kolumbii Brytyjskiej. W swoim stanowisku napisali wprost, że obawiają się, iż ostateczne decyzje mogą podlegać wpływom przedsiębiorstw sektora energetycznego.
Do krytyki przyłączyła się anglikańska diecezja New Westminster, która - jak podały media - po prostu wykluczyła ze swojego portfela inwestycyjnego akcje Enbridge, czyli firmy budującej ropociąg.
Zastrzeżenia wobec federalnego procesu decyzyjnego, któremu jest poddany projekt Northern Gateway, zgłosiło 28 zgromadzeń prezbiteriańskich, które w liście skierowanym do premiera Stephena Harpera napisały, iż rząd już ma gotowe pozytywne stanowisko w sprawie bezpieczeństwa ropociągu - podał portal Kamloopsnews.ca.
Teraz do krytyki dołączył United Church, największy kanadyjski Kościół protestancki. W sobotę United Church zaczyna w Ottawie swoje doroczne zgromadzenie i właśnie wsparł Indian w Kolumbii Brytyjskiej, którzy obawiają się Northern Gateway.
W lipcu br. KAIROS, kanadyjska organizacja ekumeniczna, ogłosiła "Etyczne refleksje w sprawie Northern Gateway". Dokument, odwołujący się do respektowania praw pierwotnych mieszkańców Kanady, zwraca uwagę, że koncentrowanie się na sprawach finansowych utrudnia dostrzeżenie skali ekologicznych wyzwań. KAIROS przypomniał, że ropociąg przesyłałby codziennie ponad pół miliona baryłek ropy przez tereny zagrożone obsunięciami gruntu i trzęsieniami ziemi, zaś tankowce zawijające do portu w Kitimat musiałyby przepływać przez jeden z najgroźniejszych na świecie akwenów - przesmyk Hekate.
Wcześniej swój zdecydowany sprzeciw zgłaszali Indianie, przez których tereny ma przebiegać Northern Gateway. Rząd Kolumbii Brytyjskiej, gdzie mieścić się miałby docelowy punkt przesyłu ropy z Alberty uznał, że ze względu na ryzyko ekologiczne powinien otrzymać znaczną rekompensatę finansową.
Narastająca krytyka ze strony kościołów protestanckich stawia w skomplikowanej sytuacji konserwatywny rząd premiera Harpera. W tym tygodniu Harper zapewniał, że decyzje w sprawie ropociągu będą bazować wyłącznie na opiniach naukowych. Kwestie religijne są rzadkością w oficjalnych wypowiedziach kanadyjskich polityków. Jednak w mediach od lat pojawiają się opinie, iż obecnego premiera oraz niektórych członków jego rządu należałoby zaliczać do "born-again christians", czyli "nawróconych na nowo chrześcijan". Ten konserwatywny nurt jest kojarzony przede wszystkim z USA, gdzie jego reprezentantem był prezydent George W. Bush, ale i w Kanadzie ma swoich zwolenników. Kanadyjscy protestanci w większości głosowali w ostatnich latach na konserwatystów, więc krytyczne opinie Kościołów protestanckich o projekcie promowanym przez rząd Harpera są dla rządu niekorzystne.
Kanadyjski Enbridge, który chce budować ropociąg, ma od dawna złą prasę. Wina leży po stronie koncernu, który ma problemy z zapewnieniem szczelności istniejących już rurociągów. Projektowi nie pomógł szef koncernu Patrick Daniel, który we wtorek oświadczył, że "nie lubimy, gdy się nam przyglądają". W czwartek organizacja przemysłu energetycznego ruszyła z kampanią, która ma promować najlepsze praktyki w biznesie i informować opinię publiczną.
Northern Gateway miałby być liczącym prawie 1,2 tys. km rurociągiem, którym ropa z piasków bitumicznych Alberty dopływałaby do zachodnich wybrzeży Kanady. Stąd miałaby być eksportowana do Azji. Polityka rządu Harpera zakłada bowiem dywersyfikację odbiorców kanadyjskiej ropy. Ostateczny termin rozpatrywania dokumentów i wydawania ocen rząd określił na 31 grudnia 2013.