Z przemocą wobec kobiet musimy walczyć przy pomocy prawa krajowego, bez Konwencji proponowanej przez Radę Europy - uważa Konrad Szymański. Poseł PiS do Parlamentu Europejskiego krytykuje konwencję o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet oceniając że, wbrew tytułowi, została ona zinstrumentalizowana do całkiem innych - politycznych i ideologicznych - celów.
Publikujemy treść analizy autorstwa Konrada Szymańskiego:
Ani o przemocy, ani o kobietach
Konwencja o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet słusznie wzbudza emocje i sprzeciw.
Wbrew tytułowi jest ona nie tylko o przemocy, której państwo ma obowiązek przeciwdziałać. Preambuła i definicje zawarte w Konwencji odnoszą się przede wszystkim do zasady równości oraz dyskryminacji. Oba pojęcia są nie tylko prawnie nieostre, ale i bardzo podatne na polityczne i ideologiczne interpretacje.
Znów wbrew tytułowi, Konwencja operuje nie tylko pojęciami kobiety i mężczyzny, ale również pojęciem gender, czyli społecznie, nie biologicznie, określonych ról płciowych.
Co więcej, oprócz zazwyczaj słusznych postulatów kryminalizacji różnych form przemocy wobec kobiet (takich jak małżeństwo przymusowe, zabójstwa honorowe, czy przymusowa aborcja), Konwencja domaga się aktywnej roli państwa w kształtowaniu kultury, zwyczaju i zachowań społecznych, które wraz z religią postrzegane są jako potencjalne źródło przemocy wobec kobiet. Art. 12 mówi wprost o "podjęciu koniecznych środków w celu promocji zmian w zachowaniach społecznych i kulturowych kobiet i mężczyzn w celu eliminacji uprzedzeń, zwyczajów, tradycji oraz wszystkich pozostałych praktyk, które opierają się na idei podrzędności kobiet lub na stereotypowych rolach kobiet i mężczyzn." Państwo ma w tym celu organizować kampanie społeczne, użyć obowiązkowych aspektów programów nauczania, kształcić pod tym kątem wszystkich wykonujących zawody związane z problemem oraz angażować media i podmioty prywatne. Na tym ma polegać postulowana przez Konwencje "holistyczna odpowiedź" na problem przemocy wobec kobiet.
Konwencja uruchomi mechanizmy implementacji i sprawozdawczości znane już z systemu ONZ. Niezależna grupa ekspertów, chroniona międzynarodowymi immunitetami, delegowana przez państwa-strony spośród osób zawodowo zajmujących się problematyką przemocy wobec kobiet, w tym kobiece organizacje pozarządowe, mają przygotowywać regularne raporty i rekomendacje dla państw. Doświadczenie komitetów implementacyjnych ONZ jest tu jednoznaczne. Na bazie podobnej konwencji (CEDAW), pod pretekstem zwalczania przemocy wobec kobiet, grupy ekspertów, z pogwałceniem litery traktatów co parę lat powtarzają np. postulat legalizacji aborcji wobec ponad 20 krajów, w tym Polski, powtarzając przy okazji całą paletę radykalnych społecznie postulatów zwróconych przeciwko rodzinie i tradycyjnemu wychowaniu.
Ten miękki i bardzo nieokreślony aspekt Konwencji w normalnych warunkach, mógłby być obłożony zastrzeżeniem traktatowym, które zabezpieczyłoby nas przed takimi nadużyciami. Jednak okazuje się, że dla twórców Konwencji o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet sprawa radykalnej zmiany społecznej zwróconej przeciwko tradycyjnej rodzinie jest ważniejsza niż sama przemoc. Sztuczna konstrukcja, zakładająca, że to właśnie tradycyjne społeczeństwo ułatwia i prowokuje przemoc, jest bowiem zabetonowana przy pomocy zakazu wnoszenia zastrzeżeń traktatowych, który umieszczono pod koniec Konwencji. W ten sposób państwa Rady Europy są postawione pod presją, graniczącą z szantażem - albo chcecie walczyć z przemocą i w pakiecie musicie poprzeć nasz radykalny genderowy pomysł na równość, albo jesteście nieczułymi na gwałty, pobicia i zabójstwa honorowe męskimi szowinistami. W tym szantażu, zakładniczkami genderowego lobby okupującego już znaczne obszary prawa europejskiego i międzynarodowego, są bite, zmuszane do małżeństwa i aborcji, molestowane oraz zabijane kobiety.
Ten bezczelny szantaż jest wystarczającym powodem, by polski rząd nie podpisywał tej czysto ideologicznej Konwencji. Donald Tusk powinien też zdawać sobie sprawę, że podpisanie i ratyfikacja Konwencji uruchomi niekończący się proces pouczania nas, Polski, na każdy temat przez genderowe działaczki ze Sztokholmu lub Amsterdamu. Czy naprawdę tego chcemy?
Twórcy Konwencji nie pozostawili nam wyboru. Z przemocą wobec kobiet musimy walczyć przy pomocy prawa krajowego, bez Konwencji proponowanej przez Radę Europy ponieważ została ona zinstrumentalizowana do całkiem innych - politycznych i ideologicznych - celów.
Konrad Szymański
Autor jest posłem PiS do Parlamentu Europejskiego