Gdyby było dziś dwóch Niesiołowskich, jeden w PO, a drugi w PiS, ten drugi bez trudu zmiażdżyłby tego pierwszego.
13.07.2012 11:03 GOSC.PL
„Jestem człowiekiem wierzącym, ale uważam, że społeczeństwo nie składa się tylko z ludzi wierzących i nie można zabraniać im tego, żeby mogli poddać się in vitro” – powiedział w wywiadzie dla „Wyborczej” poseł Stefan Niesiołowski.
W tekście roi się od tego rodzaju osobliwych stwierdzeń. Na przykład: „In vitro to jest metoda medyczna, której nikt nie musi stosować. Katolik, jeśli jest przekonany, że in vitro jest grzechem, nie musi go stosować”.
Niemożliwe, żeby tak inteligentny człowiek, jak Stefan Niesiołowski, nie wiedział, jak to naprawdę jest. Zwłaszcza że dopóki jego polityczna przynależność sprzyjała wierności nauce Kościoła, Niesiołowski był jej – w sensie doktrynalnym – wierny. I wtedy mówił całkiem sensownie. Gdyby było dziś dwóch Niesiołowskich, jeden w PO, a drugi w PiS, ten drugi bez trudu zmiażdżyłby tego pierwszego. I to wcale nie swoją ulubioną dziś metodą na damskiego boksera, lecz zwyczajnie argumentami. Bo obecny Niesiołowski, twierdzę, świadomie gra ignoranta, który nie rozumie, że w sporze o rozwiązania prawne żaden polityk nie posługuje się argumentem „z wiary”. Żaden sejmowy projekt, również zakazujący in vitro, nie mówi: „In vitro jest złe, bo tak mówi Kościół”.
Domaganie się zakazu stosowania sztucznego zapłodnienia jest obowiązkiem każdego człowieka, bo w procedurze in vitro nie giną „katolicy”, tylko po prostu ludzie. I to ludzie są mrożeni w azocie, a nie „katolicy”. Śmierć jest ogólnoludzka i nie zależy od religii i wyznania. I godność człowieka też nie zależy od tego, czy się jest posłem czy zarodkiem.
Nie mówimy niekatolikom, żeby pościli w piątek, bo to faktycznie sprawa wiary. Ale upominanie się o życie i godność człowieka jest obowiązkiem wszystkich, bo to sprawa ogólnoludzka.
Mam nadzieję, że obecny Niesiołowski nie odjechał od dawnego tak daleko, że przestał uważać, iż człowiekiem jest się od poczęcia. Ale nawet jeśli zgodnie z politycznym zapotrzebowaniem odjechał, to jeszcze pozostaje słynna myśliwska zasada, zgodnie z którą nie wolno strzelać, dopóki się nie upewnimy, że na linii strzału nie ma człowieka.
Gdyby nawet uznać, że nie wiadomo, czy w procedurze in vitro giną ludzie, jak można ją stosować? Jak można mrozić „coś”, jeśli się nie potrafi udowodnić, że to nie człowiek?
Takiej pewności to nawet Niesiołowski z całą zawziętością swojej retoryki wykazać nie może. Choćby dlatego, że gdyby przed laty ktoś skasował pewnego zarodka jako nie-człowieka, dziś PO nie miałaby najbardziej pyskatego wicemarszałka w historii polskiego parlamentaryzmu.
Franciszek Kucharczak